Quantcast
Channel: Stanikomania!
Viewing all 210 articles
Browse latest View live

Szafirowa Candi

$
0
0

 

Niebieskość w bieliźnie kocham od zawsze, a najbardziej - intensywne odcienie typu szafir, chaber, kobalt... Mamy chyba urodzajny sezon na te kolory, bo dzisiejsza bohaterka nie jest jedynym szafirem, o jakiego się ostatnio wzbogaciłam (i do którego wrócę niebawem). I w dodatku od razu zawędrowała na top listy „staników bieżących”, czyli tych, które aktualnie noszę najczęściej :-) ex aequo z kompletem innej plus-sajzowej marki, o której niedawno też była mowa. Candi pochodzi z aktualnej kolekcji Sculptresse , czyli produkowanej przez brytyjską firmę Panache marki kierowanej do kobiet o większych rozmiarach zarówno biustu, jak i całego ciała. Jest klasycznym full-cupem i uszyta jest z lekko połyskującej satynowej dzianiny typu  simplex. Side-supportowy krój, materiał i kolor wyglądały mi od początku na przepis na sukces, przynajmniej według mojego biustu. Teraz zdam Wam relację, czy przewidywania się sprawdziły :-)

 

 

Sculptresse - Candi ,  rozmiar: 38FF, kolor: cobalt  [Rozmiary UK: 36 F-H, 38 E-HH, 40 DD-HH, 42-46 D-HH; cena: ok. 235 zł; biustonosz został mi dostarczony przez dystrybutora]

 

Estetyka

Kolor jest dokładnie taki, o jakim marzyłam, czyli intensywny szafir, pogłębiony połyskiem satyny. 

 

 

Jako że nie przepadam za wzorem w groszki, musiałam się trochę przełamać, jeśli chodzi o haft - może wolałabym minimalistyczny brak wzoru - z drugiej strony, wówczas bardziej rzucałaby się w oczy mora tworząca się z powodu nałożenia na siebie dwóch warstw siatki. Za morę odejmuję pół punkta, bo za nią nie przepadam, choć rozumiem, że trudno czasem jej uniknąć - poza tym nie mam zastrzeżeń do urody Candi.

 

 

Warto zwrócić uwagę na tył tego modelu. Nie widać gumek - bo skrzydełka stanowią coś w rodzaju tuneli, w których środku gumy są zaszyte. Daje to gładszy, pozbawiony nierówności wygląd biustonosza z tyłu, ale też zwiększa wygodę noszenia, zapobiegając wpijaniu się gumek w ciało. Choć szkoda, że tył jest matowy, a nie lekko połyskujący, tak jak przód. 

 

 

Candi nie jest biustonoszem eksponujacym biust - ani nie kreuje kuszącego dekoltu, ani nie oferuje seksownej przejrzystości, oprócz subtelnego ażuru górnej części miseczek. Taki już charakter Candi - uwodzi raczej intensywnym kolorem i okrągłym kształtem, niż eksponowaniem ciała. Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy kokardka na mostku nie jest czasem jedwabna, bo jest wyjątkowo miła i subtelna w dotyku :-)

 

 

Dopasowanie

Tu raczej brak zaskoczeń - co prawda wybrałam 38FF, nie 36G, ale ostatnio w markach firmy Panache często wybieram właśnie trzydziestkiósemki zamiast trzydziestekszóstek, bo „Panaszki” są ściślejsze. Miseczki są regularne - powinny pasować, i pasują. 

 

 

Kształt

Candi daje mi Wystarczająco Dobry Kształt (TM) ;-) to jest - komfortowo podniesiony, ale nie eksponujący biustu przez mocne wypchniecie do góry, okrągły, zebrany średnio, może nawet lekko spłaszczony. 

 

 

Znudził mi się „brafitterski” podkoszulek, dlatego zobaczycie, jak wyglądam w Candi i jednej z ulubionych ostatnio sukienek (#kieckawpaski - uwagi o „pogrubianiu” przez poprzeczne paski odrzucam z góry jako niezorganizowane :-) ). Sukienka firmy Solar, która nie sponsorowała niestety tej notki ;-(

 

 

Konstrukcja i podtrzymanie

Nie mam zastrzeżeń do kroju miseczek. Zachowują się tak, jak miseczki full-cupa zachowywać się powinny. Obejmują całe piersi, ramiączka ciągną miseczkę bliżej środka niż w balkonetkach. Mają bardzo komfortowe dla mnie, szerokie fiszbiny, wysokie, ale nie za bardzo. Cała konstrukcja przypomina klasyczne full-cupy marki Elomi - są pewnie jakieś subtelne różnice, ale funkcjonalnie, pod względem konstrukcji misek, jest to model bardzo podobny do Caitlyn czy też Cate, które również świetnie sie u mnie sprawdzają. 

 

 

Jak każdy przyzwoicie skrojony i uszyty z przyzwoitych materiałów full-cup, Candi bardzo dobrze podtrzymuje biust. Tyły z podwójnej warstwy mocnej dzianiny i dobrze pracujących gumek trzymają jak należy, ramiączka są mało elastyczne, co wzmacnia dodatkowo podszycie ich w przedniej części nierozciągliwym miękkim materiałem, przyjaznym dla ramion. 

 

Wygoda

Wygodniczek stuprocentowy, nic dodać, nic ująć. Nie gryzie, nie obciera, nie kłuje drutem - mogę nosić całą dobę ;-)

  

Do kompletu - figi (16)

W ramach kompletozy zdecydowałam się na majtki i ani trochę nie żałuję. Są to pełne figi, choć nie mają mocno podwyższonego stanu. Są jednak na tyle wysokie, że nie zjeżdżają mi z brzucha i nie fałdują się gdzieś poniżej. Oprócz ozdobnego przodu z wstawkami mają ciekawy tył z dzianiny w żakardowe kropeczki. Ładne, wygodne, dostosowane do mojej sylwetki - czegóż chcieć więcej. Komplet uwielbiam, świetnie się w nim czuję i staram się nosić jak naczęściej w całości. 

 

 

 

Galeria

Zapraszam do przyjrzenia się z bliska Candi :-)

 

 

Podsumowanie

Bardzo się cieszę, że marka Sculptresse doceniła materiał simplex :-) i że stawia na takie piękne, intensywne kolory. Zdradzę Wam jeszcze, że w sezonie jesiennym Candi zostanie włączona do kolekcji bazowej i pojawi się na początek w czerni. Mam nadzieję, że w kolejnych sezonach dołączą kolejne bazowe kolory i oczywiście następny sezonowy, i że wraz z doskonałą Chi Chi (którą zbadałam dla Was w zeszłym roku), Candi stanie się drugim filarem bazy tej marki. Nie wiem, czy Candi jest już dostępna w polskich sklepach - mam nadzieję, że się pojawi. 

 

 

Czy Wy też uważacie, że dobry full-cup nie jest zły? Czy tak samo jak ja kochacie szafirowy kolor w bieliźnie? :-) 

 


Ametystowa jesień w Cleo

$
0
0

 

Aura ostatnimi czasy bardziej zimowa niż wiosenna, toteż z tym większą ochotą wracam do pomysłów projektantów naszej bielizny na tegoroczną jesień. Kolekcja marki Cleo by Panache kolorystycznie utrzymana jest w podobnej gamie, co propozycje Panache. Odcienie czerwieni, fiolet, granat, a nawet panterkowy akcent się zgadzają (wprawdzie ten ostatni pojawił się nie w Panache, lecz w Panache Sport, ale to blisko ;-) ). Jak w wielu innych kolekcjach jesiennych, także polskich marek, ważną pozycję zajmują fiolety. Wiadomo, śliwka węgierka zawsze umila nam wrzesień :-) Zacznę więc od tego smacznego koloru.

 

Fiolety

Hettie - ten model z elastyczną koronką, którego ciągle jeszcze nie mam ;-) - wystąpi w fiolecie, który bardzo lubię w bieliźnie, więc natychmiast awansował na musisztomiecia. Co prawda dołączona do sampla próbka docelowego materiału ma jakby mniej intensywny odcień, ale niebieskawy spód powinien i tak interesująco podbić całość w chłodnym kierunku. 

 

 

Oprócz fioletu, Hettie wystąpi po raz pierwszy w kolorze bazowym - czarnym: 

 

 

W czerni pojawi się również koszulka babydoll oparta na tym modelu. 

 

 

Rozmiary biustonosza oraz koszulki: UK 28 E-H, 30-38 D-J 

 

Drugim śliwkowcem w kolekcji będzie melanżowy plandżyk  Koko Muse. Kolor zwie się ametyst. Lubię ten model za melanż, ale mój biust nie miał jeszcze okazji się do Cleowskich plandży przekonać. Mają one jednak podobno swoje amatorki. Stanik wyposażony jest, jak widać, w haczyk do spinania ramiączek na plecach. 

 

 

Rozmiary: UK 28 E-GG, 30-38 D-H

 

Zimowy ogródek

Znowu zorzowo-polarna gama i motyw mrocznego, jesiennego ogrodu, znany z wielu innych kolekcji. Kusi, zwłaszcza że  Minnie bardzo sobie cenię. Posiadam już wiosenno-letnią wersję - to jedna z tych balkonetek Cleo, które sprawdzają się dobrze na moim biuście - nadają mocno uniesiony kształt, a jednocześnie są wygodne. Mimo drobno-rzucikowatości i gładkiego tyłu całkiem mi się ta wersja podoba, zwłaszcza zestawienie burgundowych ramiączek z granatową resztą. 

 

 

Rozmiary: UK 28 E-H, 30-38 D-J 

 

Drugi ogródek będzie w wersji mono :-) I będzie to  Kayla, model, który również znam, mam i lubię, choć nie mam wersji tegorocznej wiosennej (za to możecie zerknąć do recenzji wersji zeszłorocznej). 

 

 

Rozmiary: UK 28 E-H, 30-36 D-J, 38 D-H

 

A skoro już jesteśmy przy kontrastowych ramiączkach i kwiatkach - taki oto  Devon pojawi się jako nowość. To model typu plunge, usztywniany, lecz nie modelowany termicznie, a szyty. To trochę zapomniany ostatnimi czasy typ stanika, a szkoda, bo kształty narzucane przez wytłoczki nie każdemu biustowi pasują. Koronka jest czarniawa, na żywo wydawała mi się bardzo ciemnym granatem, ale to zapewne zasługa granatowego materiału pod spodem. Nazwa black/navy chyba przesądza sprawę. 

 

 

 

Rozmiary: UK 28 E-GG, 30-38 D-H

 

Czarna pantera

Obowiązkowy w kolekcji Cleo jest model typu longline.  Breeze, którą znamy już z kilku kwiatowych wersji, wystąpi w wydaniu zwierzęcym. Wydawało mi się, że panterki już pomału odchodzą w cień, jednak wciąż jeszcze przewijają się w kolekcjach. Ja je lubię i będzie mi smutno, jeśli zaczną znikać...

 

 

 

Rozmiary: UK 28-38 D-H

 

Szkarłaty...

Aż dwa modele będą intensywnie czerwone. Po pierwsze - miękka balkonetka  Marcie, prawdziwy hicior marki. Brawo za panterkową kokardkę :-) 

 

 

Rozmiary: UK 28 E-H, 30-38 D-J 

 

Po drugie - model z przeciwnego bieguna konstrukcyjnego, czyli usztywniany termicznie wytłaczany plandż  Koko Spirit. Na uwagę zasługują żakardowe groszki na obwodzie biustonosza oraz kropki na ramiączkach. 

 

 

Rozmiary: UK 28 E-GG, 30-38 D-H

 

i Sorbety.

Dwie odsłony różu: malinowy sorbet oraz kremowa pastelka. Zacznijmy od maliny - to kolejna wersja koronkowego longline'a  Piper. To stosunkowo młody jeszcze model, ale cytałam o nim bardzo pozytywne opinie.

 

 

Rozmiary: UK 28 E-H, 30-38 D-J 

 

Blady, ale to bardzo blady róż reprezentuje Morgan. Ten model też już znamy: to dość niska, termicznie modelowana balkonetka z dodatkiem koronki i o ciekawym wykończeniu dołu, w aktualnym sezonie malinowa z granatem, jesienią bladoróżowa z burgundem. Całkiem gustowny zestaw - ciemna taśma podkreśla koronkowe wykończenie i przywołuje buduarowy klimat. 

 

 

Rozmiary: UK 28-38 D-H

 

Detale

Zauważyłam, że Cleo staje się coraz bardziej koronkowe. Zapewne zawdzięczamy to trendowi buduarowej uwodzicielskości. Koronki spotykamy w Hettie, Kayli, Devonie, Piper, Morgan. Nadruki nadal są widoczne, ale już nie dominują tak, jak kiedyś (Minnie, Kayla, Breeze). Poza tym nie da się nie zauważyć, że wzornictwo jest, jak na Cleo, bardzo spokojne. Ja chętnie powitałabym nieco szaleństwa, już może niekoniecznie kolorystycznego, a w dziedzinie wzorów - kwiatki i panterka to trochę za mało dla spragnionej bieliźnianych przygód stanikomaniaczki ;-) Mój ulubiony detal mostkowy - panterkowa kokardka Marcie. 

 

 

Baza, rozmiary i kroje

Zacznę od rozmiaru całej kolekcji ;-) Jest trochę skromniej - kolekcja wiosenna oferowała 12 sezonowych modeli, tutaj mamy 10 + 1 czarną babydollkę Hettie. Nie ma usztywnianego half-cupa z pionowym cięciem (jak Mimi z wiosny), nie ma Kali ani Skye. Pojawił się za to nowy usztywniany Devon. Podsumowując, spada liczba modeli miękkich, co mnie osobiście nie cieszy i mam nadzieję, że kolejna wiosna będzie znowu obfitsza.

Znikła z kolekcji lekka konstrukcja typu bandless , na której opierały się modele Kali oraz bazowa Lucy - ani Kali, ani Lucy już w kolekcji nie ma. Baza zyskała czarną Hettie, poza tym pozostają w niej: Koko w postaci straplessa i plandża w czerni i beżu, Marcie w czerni i beżu, i termicznie modelowana Lexi w tychże kolorach (UK 28-38 D-H). Szkoda mi Kali i jej serduszkowego haftu, a zdaje się i Lucy miała przez lata swoje oddane fanki. Nie będzie też weteranki - usztywnianej Juny, o której też wiem, że była lubiana przez sporo biustów. 

Co do zakresów rozmiarowych, obwody zaczynają się powszechnie od 28 (nasze 60) i miseczki E, choć i od D się zdarza, za to od 30 miska D jest już dostępna w każdym modelu. Obwody kończą się na 38 (85), a miseczki na J w modelach miękkich, na H w usztywnianych (z wyjątkiem bezramiączkowca Koko - do G).

 

Galeria

Więcej ujęć i zbliżeń modeli :-)

 

Katalog

Przyjemne fotki w cieple domowego zacisza - nic szczególnie frapującego - ładnie, ale moim zdaniem przydałaby się modelka z większym biustem! Warto też zauważyć, że Cleo jest przecież marką również dla dziewczyn plus size, bo rozmiar 38H to nie jest drobna figura. Marzy mi się, by w sesji wystąpiła kiedyś także modelka nie tylko o większym rozmiarze piersi, ale także całego ciała - mogłaby pokazać naprawdę imponujące własności niektórych modeli w dziedzinie podnoszenia cięższego biustu. Właśnie testuję Minnie z kolekcji wiosennej i w rozmiarze 38FF leży naprawdę doskonale. 

 

 

Ciekawa jestem, jak Wam się podoba ten stonowany kierunek, w którym poszła marka Cleo? Czy tęsknicie do szaleństw, czy też nie macie nic przeciwko odrobinie spokojnej klasyki? Jakieś musisztomiecie? Bo mnie trudno będzie powstrzymać się przed fioletową Hettie oraz znowu przed Minnie, bo naprawdę polubiłam, jak na mnie leży ;-) 

Niepokorna Defiant

$
0
0

 

Że tak retorycznie spytam, czy nie macie czasem uczucia, że ładną bieliznę szkoda chować pod ubraniem? Bo ja nieustająco - stanikomaniactwo zobowiązuje ;-) Jak na zamówienie takich jak ja pojawił się trend wzbogacania stanika o elementy, które mogą wystawać z dekoltu i zdobić nas także, gdy nie jesteśmy w negliżu. Dekoltowe paseczki, koronkowe dopinki - istny szał dopinaczy. Tylko szkoda, że do niedawna producenci adresowali je wyłącznie do posiadaczek niewielkich biustów i „standardowych” rozmiarów. Paseczki, jak wiemy, da się już znaleźć w bieliźnie D+, ale co z koronkowymi plecami, kołnierzykami? Kiedyś widziałam coś takiego w jednym z modeli marki Empreinte, ale był to chyba jednostkowy „wybryk”. Tymczasem nie ma chyba przeszkód, by koronkowy kołnierzyk czy ozdoba na plecy mogły być przypięte do biustonosza z miseczką G czy H. Jakieś uprzedzenia projektantów? Czy duży biust ma znowu udawać, że go nie ma?

Na szczęście znajdują się tu i ówdzie designerzy obdarzeni wyobraźnią obejmującą więcej niż kilka rozmiarów. W tym - w polskiej firmie Samanta. Przedstawiam Wam pierwszego polskiego „dopinacza” o adekwatnej nazwie - Defiant, czyli niepokorny, wyzywający, prowokujący, buntowniczy. Czy naprawdę trzeba buntu, by zaoferować trendowe pomysły pełniejszemu zakresowi rozmiarów? Jeśli tak - zapisuję się do buntowniczek :-)

 

To też Buntownik, ale rodem ze Star Treka :-) USS Defiant NX-74205, źródło: Memory Alpha

 

 

Samanta - Defiant , konstrukcja: A911, rozmiar: 80H  [Rozmiary katalogowe: 65 G-M, 70 F-L, 75 E-K, 80 D-J, 85 C-I, 90 C-H, 95 D-G, cena w sklepie firmowym: biustonosz 179 zł, kołnierzyk 49 zł, figi 69 zł; biustonosz został mi dostarczony przez producenta]

 

Estetyka

W moim odczuciu o urokach Defianta najbardziej decyduje wrażenie całościowe - nie tylko w zestawieniu z kołnierzykiem, ale najlepiej także z majteczkami. Buntownik - a może: Buntowniczka - jest po prostu stworzona do tego, by być w komplecie :-)

 

 

Zacznę jednak od samego biustonosza. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jego jakością - miłe w dotyku, ale także solidne dzianiny nie szeleszczące sztucznością, takież ramiączka i zapięcie, nienaganna jakość szycia - mam wrażenie, że Samanta poszła w górę z jakością swoich produktów. To samo dotyczy reszty kompletu.

 

 

Co do urody - jest to bez wątpienia elegancki czarny stanik, mam jednak do niego jedno zastrzeżenie. Koronka jest piękna i dobrej jakości, co zawsze się chwali, ale za słabo ją widać ze względu na podszycie górnej części miseczek czarną siatką. Trzeba się dobrze przyjrzeć stanikowi, by dostrzec urodę tej koronki. W pełnej krasie za to można ją podziwiać na kołnierzyku oraz majteczkach z tyłu.

 

Koronka - fragment fig 

 

To jeden z powodów, dla których komplet jest moim zdaniem najlepszym sposobem, by wyciągnąć z Niepokornej to, co najlepsze :-) Nie wiem czemu nie zastosowano tu podszycia w kolorze cielistym, tak jak w pozostałych biustonoszach z serii Defiant (sądząc po fotkach). 

Dolna część miseczek i cały przód są uszyte z dość grubego, ale miękkiego, gęstego, stabilnego simplexu o bardzo delikatnym satynowym połysku, który wygląda na świetny jakościowo i trwały. 

Wolałabym jednak węższe i ciekawsze estetycznie ramiączka, może z bardziej widoczną fakturą albo ozdobnym brzegiem, tak by sprawiały trochę lżejsze wrażenie (na katalogowych fotkach są chyba jakieś fajniejsze, chlip). Według pierwotnego projektu na ramionach miały być one ozdobione koronkowymi „skrzydełkami”, jednak zrezygnowano z nich, bo podobno źle się układały pod większym obciążeniem. Być może, ale i tak szkoda :-) Brakuje mi jakiegoś akcentu na ramiączkach. 

 

A teraz przejdźmy do głównej atrakcji, czyli kołnierzyka - dopinacza :-)

 

 

Jest on przypinany do stanika w trzech miejscach: na mostku (pomiędzy miseczkami) oraz z tyłu, symetrycznie do miejsc blisko miejsc wszycia ramiączek. Znajdują się tam bardzo dyskretnie wszyte, praktycznie niewidoczne z zewnątrz uszka, a kołnierzyk wyposażony jest w haczyki. Paski, do których przymocowane są haczyki, są regulowane i elastyczne. Koronka z przodu kołnierzyka jest także rozciągliwa, natomiast siateczka z tyłu - nie. Z przodu mamy więc koronkowy „naszyjnik”, a z tyłu minimalistyczne skrzydełka. Oba elementy mają swój urok, i choć początkowo ciekawszy wydawał mi się tył - to jednak nabiustnie polubiłam zarówno awers, jak i rewers :-) 

 

 

Komplet na nagim ciele prezentuje się ciekawie, a co z wersją ubraną? Moim marzeniem wszak było, by móc pokazać urok bielizny także w bardziej publicznych sytuacjach. Oczywiście niezbędny jest dekolt. Nie znalazłam jeszcze kreacji odsłaniającej w pełni zarówno przednią, jak i tylną część kołnierzyka - muszę więc wybierać: przód albo tył.

 

Przód w wydekoltowanej bluzce. Gdyby dekolt był głębszy, wystawałaby również koronka biustonosza (urok dużego rozmiaru...)

 

Czarna sukienka o luźnym kroju wydekoltowana z tyłu (poziomy pasek jest częścią sukienki) 

 

Z dużego dekoltu, jeśli jest szerszy, lubią też wychylać się ramiączka, i dlatego też tak żałuję, że nie są bardziej dekoracyjne. Dekolt z przodu powinien być oczywiście głęboki. Myślę, że dobrze komponowałaby się np. mała czarna z głębokim dekoltem i koronkowymi rękawami, niestety nie jestem (jeszcze?) w posiadaniu takowej :-) Ciekawa byłaby zapewne także nieco rozpięta bluzka koszulowa. Albo oversajzowa suknia-worek wydekoltowana z obu stron. No i, rzecz jasna, koronkowy peniuar czy inna przezroczystość.

 

Dopasowanie

Rozmiar 80H przewidywalnie okazał się dobry. Jest to dość swobodna 80-tka, pod względem rozciągliwości bliżej jej do przeciętnej Frei niż przeciętnego Panache. W każdym razie 85 byłoby już na pewno za luźne. Miseczki to przeciętne europejskie H, jeżeli można tu mówić o jakimś standardzie. Na mniejszą pierś miseczka jest ciut za głęboka, jak zwykle, i nie mam o to do niej pretensji.

 

 

Kształt

Biust w Defiancie A911 nie jest tak wypchnięty do góry, jak sugeruje to katalogowa fotka. Dolna linia piersi jest raczej opadająca, ale dla mnie jeszcze w akceptowalnej strefie. Pod tym względem profil trochę przypomina ten uzyskiwany w Darii od Ewy Bien, zresztą krój tych modeli wygląda podobnie, Niepokorna jednak lepiej zbiera z boków. Profil jest łagodnie okrągły, pod pewnymi kątami wydaje się lekko spłaszczony.

 

 

Defiant nie jest więc wypychaczem, podobnie zresztą jak inne miękkie Samanty, które zdarzało mi się do tej pory testować albo przymierzać. Jeśli więc ktosi nie zależy koniecznie na mocno podniesionym biuście z zaakcentowanymi szczytami, będzie z kształtowania Buntowniczki A911 zadowolona. 

 

Konstrukcja i podtrzymanie

Defiant, podobnie jak inne Samanty, ma dla mnie za wąskie fiszbiny. Miseczki są wąskie, a przy tym głębokie. A911 to krój z bocznym panelem, jednak gdy porównamy go z innymi side-supportowymi krojami - panel ten jest nieduży, więc ramiączko ciągnie pierś do góry głównie z boku, i to właśnie skutkuje słabszym podnoszeniem. Na pewno mogą ucieszyć się z Samanty osoby o węższej podstawie piersi i lubiące wąskie fiszbiny.

Do podtrzymania nie mam zastrzeżeń, Defiant dobrze sprawdza się w codziennym noszeniu. Tył nie jest nadmiernie rozciągliwy, a ramiączka są bardzo stabilne (podszyte z przodu nierozciągliwym paskiem). 

 

 

Wygoda

Jestem pozytywnie zaskoczona faktem, że w Prowokatorce ani trochę nie uwierają mnie fiszbiny boczne, ani u góry ani u dołu - mimo że są raczej długie. Może to dzięki sposobowi ich wszycia - końcówki są wszyte pod dolną taśmę, która jest gruba i miękka. Gniotły mnie w żebra fiszbiny pod piersiami, co zdarza mi się w przypadku wąskofiszbinowych staników, ale lekka fiszbinoplastyka, czyli ręczne wygięcie fiszbin, wyraźnie pomogła. Nie jest więc Niepokorna najwygodniejszym z moich biustonoszy ze względu na wąskofiszbinowość, ale osoby o węższej podstawie piersi nie będą miały moich kłopotów. 

Ramiączka są od spodu podszyte paskiem, zawierającym w środku miękki wkład, dzięki czemu są wygodne i nie uwierają.

 

 

A teraz kilka uwag na temat dopinacza :-) Po pierwsze - da się założyć całość bez pomocy osoby trzeciej! Gdy już dopniemy kołnierzyk do stanika we wszystkich miejscach, da się go ostrożnie przeciągnąć przez głowę bez rozpinania całej konstrukcji. Rzecz jasna, stanik zapinamy dopiero na ciele ;-)

 

Miejsce przypięcia kołnierzyka z tyłu, w pobliżu nasady ramiączka

 

Miejsce przypięcia kołnierzyka z przodu - do mostka

 

 

Przednia część kołnierzyka z maksymalnie skróconym paskiem

 

Jeśli chodzi o konstrukcję samego kołnierzyka - przedni pasek jest dość długi, zapewne dlatego, że kołnierzyk jest elementem uniwersalnym, kupowanym oddzielnie i przeznaczonym do dopinania do kilku różnych modeli z serii Defiant (A335, A345, A479), które mogą mieć niższe mostki. Ja musiałam skrócić go maksymalnie, tak aby kołnierzyk nie uwierał mnie z przodu w szyję, a i tak wygodę zapewniło mi dopiero wjechanie regulatorem na koronkę :-) Z tego samego powodu nie mogę bardziej skrócić pasków z tyłu - bo wyjątkowo nie lubię napierania na przednią część szyi, a naciągnięcie tyłu równa się nacisk z przodu. Jakoś jednak udało mi się uzyskać wygodny i dobrze wyglądający wariant.

Niestety kołnierzyk lubi rozpinać się z tyłu w trakcie noszenia. Przydałyby mu chyba się dodatkowe naciągi po bokach. Można by więc to i owo poprawić, ale ogólnie jestem raczej pozytywnie zaskoczona, że to wszystko jakoś działa ;-)  

 

Do kompletu - figi, rozmiar XL

Majteczki są wyjątkowo urokliwe ze względu na przezroczysty tył z koronką oraz ozdobną dziurkę u góry. Na leżąco nie widać tych walorów, dlatego zachęcam Was do zerknięcia na moje selfiki na instagramie w całym komplecie ;-) Poza urodą, są też wygodne, choć ja jak zwykle wolałabym wyższe figi.

Warto zwrócić uwagę na to, jak komponuje się cały komplet z przodu i z tyłu. Z przodu akcenty koronkowe mamy na kołnierzyku i staniku, majtki natomiast są dzianinowo-siatkowe. Z tyłu natomiast odwrotnie - na majteczkach pyszni się koronka, a u góry - paseczkowo-siatkowy minimalizm. 

 

 

 

Galeria

A oto Prowokatorka w wielu odsłonach, także z bliska :-)

 

 

Podsumowanie

 

 

„And now - the conclusion” :-) Jestem zadowolona z niepokornego kompletu i z utęsknieniem liczę na więcej tego typu projektów! Tyle fikuśnych rozwiązań wciąż czeka na wprowadzenie do oferty dla większych biustów. Mam już dość tego wiecznego czekania w ogonie!

Przy okazji zaliczyłam udany powrót do marki Samanta. Mimo że fiszbiny stosowane przez firmę nie są idealne dla mojego biustu, to jednak projekty Samanty wyglądają na tyle ciekawie, że będę testować dalej. Niebawem pokażę Wam model Spark z kolekcji wiosennej, a co potem, zobaczymy :-) 

Ciekawa jestem, jak Wam się podobają takie komplety z dodatkowymi elementami.  Co najbardziej Was nęci - paseczki, kołnierzyki, koronkowe „plecy”? Przy jakich okazjach odważyłybyście się nosić taki zestaw tak, by był widoczny spod ubrania? A może możecie już pochwalić się swoimi pomysłami na stylizacje underwear as outerwear? :-)

Elegancka jesień Sculptresse

$
0
0

 

Przed Wami kolejna cząstka jesiennej układanki - kolekcja marki Sculptresse. Modele z tej kolekcji zaczną wchodzić do sprzedaży latem, czyli już całkiem niedługo. Jest niewielka (to jedna z jej nielicznych według mnie wad :), ale moim zdaniem zawiera same potencjalne bestsellery. Marka Sculptresse chyba zdążyła już dojrzeć i konstrukcyjnie, i jakościowo - żaden z przymierzanych ostatnio czy noszonych modeli mnie nie rozczarował. Prawie zatytułowałam ten wpis „Dojrzała jesień...”, ale chciałam uniknąć nieadekwatnych skojarzeń wiekowych, bo marka ta jest kierowana także do młodych kobiet :-) Dojrzałość to też pewność siebie oraz określone wymagania, a ja czuję w tych produktach dbałość o wymagania ciała i biustu w większych wymiarach.

Jeśli chodzi o estetykę, jesienny sezon będzie bardzo stonowany i klasyczny, ale może właśnie czas na to po letnich, kolorowych szaleństwach?

 

Wieczorna Chi Chi

Znowu nocne ogródki pod granatowym niebem :-) Ciemna, ale wciąż jeszcze kwitnąca wersja tego modelu ma się pojawić już w lipcu. O zaletach Chi Chi nie muszę już chyba mówić? :-) To świetnie podtrzymująca i podnosząca konstrukcja, bardzo stabilna mimo elastycznej koronki w górnej części miseczki. 

 

 

Chi Chi jest nadal wiernie obecna w bazowych kolorach: czarnym i beżowym z panterkowymi kokardkami na mostku, w bazie pozostanie też koszulka babydoll z panterkowymi ramiączkami :-) 

 

 

 

Rozmiary stanika: UK 34-36 E-H, 38 E-HH, 40 DD-HH, 42-46 D-HH

Rozmiary koszulki: UK 36 F-HH, 38 E-HH, 40 DD-HH, 42-46 D-HH 

 

Dekoltowa Roxie

Najciekawsza nowość w tej kolekcji - miękki model typu plunge. Nie jest łatwo opracować dobrą konstrukcję tego rodzaju dla dużych rozmiarów, ale przymierzyłam próbkę i mogę na jej podstawie powiedzieć, że tym razem się udało! Roxie leży naprawdę dobrze. Do tego ma praktyczny haczyk z tyłu do spinania ramiączek. Roxie spotkała się z tak dobrym przyjęciem kontrahentów, że zdecydowano od razu o przyjęciu jej do kolekcji bazowej. Z tego powodu niestety rasowa stanikomaniaczka może być rozczarowana, bo nie będzie granatowej koronki, a czarna :-( Uniwersalny kolor jest oczywiście potrzebny, ale szkoda, że nie pozostawiono też sezonowej wersji. Na zdjęciach poniżej - próbka jeszcze w wersji granatowo-czarnej, niżej - zdjęcia wersji czarnej dosłane przez firmę. 

 

 

 

 

 

Rozmiary: UK 34 FF-H, 36 F-H, 38 E-H, 40 DD-GG, 42 D-FF, 44 D-F, 46 D-E.

 

Wrzosowa Gina

Przez długi czas nieufnie podchodziłam do koloru norkowego ( mink) i wciąż wolę go nazywać wrzosowym (czy norki naprawdę mają fioletowe futro? ;), ale ta wersja Giny bardzo mi się spodobała. Wbrew pozorom, jest bardzo twarzowa, zwłaszcza jeśli lubicie trochę styl vintage. Na biuście prezentowała mi się dużo ciekawiej niż na zdjęciach.

 

 

Rozmiary: UK 34-36 E-H, 38 E-HH, 40 DD-HH, 42-46 D-HH. 

 

Czarna Candi

Moje wrażenia z noszenia Candi są jak najlepsze - trochę żałuję, że w kolekcji jesiennej zabraknie kolejnej sezonowej wersji, ale cieszę się z tego, że zdecydowano się wprowadzić ten model do bazy. Na razie tylko w czerni - mam nadzieję, że z czasem pojawi się także beż dla amatorek jaśniejszych kolorów. Może na przyszłe lato?

Trzeba przyznać, że satynowy połysk wyjątkowo służy czarnej barwie.

 

 

 

Rozmiary Candi: UK 34-36 F-HH, 38 E-HH, 40 DD-HH, 42-46 D-HH.

 

Gładka Sasha

O Saszy wspominałam już w związku z aktualną kolekcją wiosenną i tym razem było mi już dane obejrzeć i przymierzyć sampla :-) I wiele wskazuje na to, że jest to udany model. W kolekcji jesiennej pojawi się sezonowa wersja granatowa obok bazowej bladoróżowej. Ten usztywniany bezszwowiec to cenny nabytek dla kolekcji, choć mimo wszystko wciąż tęsknię za miękkimi modelami Pure i Pure Lace. Zaletą jest kolejny praktyczny haczyk :-)

 

 

Rozmiary: UK 34 FF-H, 36 F-H, 38 E-H, 40 DD-GG, 42 D-FF, 44 D-F, 46 D-E.

 

Detale

Cieszy mnie obecność w kolekcji koronek (Roxie, Sasha, dodatek koronki w Chi Chi). Nadruk pojawi się tylko jeden (Chi Chi), ale i kolekcja malutka, więcej się po prostu nie zmieściło ;-) Najciekawszy design to moim zdaniem Gina - i kolor, i żakardowe rombiki nie są pospolite. Biżuteria pojawi się raz - w modelu Roxie, przy czym nie dysponuję dobrym powiększeniem docelowej wersji zawieszki (z tego co jestem w stanie wypatrzeć, będzie grafitowa lub przezroczysta). 

 

 

 

 

Modele, konstrukcje, rozmiary

Zauważyłyście już, czego brakuje w kolekcji? Nie ma Flirtini :-( Wielka szkoda, bo to i dobra konstrukcja, i dobre wykonanie, jak udało mi się sprawdzić na własnym biuście. Mam nadzieję, że firma jeszcze do tego kroju wróci. Najciekawszą nowością jest oczywiście plandżowa Roxie. 

Rozmiarowo kolekcja nie odbiega od poprzedniej - zakresy znanych nam już modeli nie zmieniły się. Nadal dolną granicą rozmiarów pod biustem jest 34 (75), i występuje w każdym modelu oprócz koszulki, górną - 46 (105). Zakres miseczek zależy od rozmiarów pod biustem, najczęściej jednak kończy się na H-HH, co daje np. dostępność rozmiaru 46HH w większości modeli :-) Najmniejsze zakresy rozmiarów mają modele plunge: Roxie i Sasha, tam miseczki H kończą się już na 38 (85) pod biustem. Użytkowniczki miseczek poniżej D nic niestety dla siebie nie znajdą - zakresy często zaczynają się czasem nawet od F, choć im większy rozmiar pod biustem, tym większe prawdopodobieństwo, że ubierzemy się w D :-)

Gdy mowa o rozmiarówce, oczywiście nasuwa się porównanie z plus-sajzową marką Elomi, która wciąż wygrywa ze Sculptresse dostępnością miseczek J-K (tam też jednak zależy to od modelu i rozmiaru pod biustem). Może z czasem marka urośnie na tyle, że zdecyduje się poszerzyć zakresy o te nieco mniej popularne wielkości.

 

Galeria

Więcej ujęć - polecam zwłaszcza majteczki z tyłu :-)

 

 

Katalog

W katalogu dziewczyna i fotobudka. Sceneria może nie jest bogata, ale nareszcie coś się dzieje :-)

 

 

Ciekawa jestem, czy podzielacie mój entuzjazm dla marki mimo tak niedużej kolekcji. Wydaje mi się, że firma postanowiła, zamiast mnożyć sezonowe wzory i kolory, skupić się na konstrukcjach i uniwersalnych barwach o bazowym potencjale. Mam nadzieję, że jeszcze rozwinie designerskie skrzydła, a tymczasem szczerze kibicuję istniejącym modelom - tym, które wypróbowałam (Chi Chi, Candi, Flirtini... mam nadzieję, że wróci) i tym, które kuszą do kolejnych testów (Roxie!). A Wy co jeszcze byście wypróbowały?

Ina - szafirowa szachownica

$
0
0

 

 

Fascynacji szafirem, chabrem i kobaltem ciąg dalszy - po full-cupie Candi czas na full-shapera Inę :-) Jestem poważnie zachwycona relacją wygody do wyglądu w tym staniku, jego minimalistyczno-geometryczną estetyką i oczywiście kolorem. 

Jeszcze kilka słów o marce - Change jest firmą duńską, której produkty można kupić w Polsce w polskim sklepie online oraz w firmowych sklepach stacjonarnych w niektórych miastach. W Inę zaopatrzyłam się na onlajnie, korzystając zresztą z promocji. Firma organizuje je często i bywają one nader kuszące (warto się zapisać na newsletter) - ja załapałam się aż na 30% rabatu. Jeśli chodzi o rozmiarówkę - jest ona europejska głównie w tym sensie, że nie jest brytyjska ;-) Miseczki w porównaniu z wieloma firmami polskimi są nieduże - nosząc najczęściej 80H, w Change wybieram 80I, tak też uczyniłam i tym razem i był to strzał w dziesiątkę, a raczej w osiemdziesiątkę.

Ina należy do świeżo wypączkowanej przez Change marki o nazwie Intimate by Change, o świeżym, minimalistycznym designie (uczcie się, marki D-plusowe!), która oprócz tego modelu zawiera m.in. pięknego bladziocha Inoa. Poważnie się nad nim zastanawiam mimo jasnego koloru; w czerni przygarnęłabym natychmiast: 

 

 

A propos czerni - jeśli nie kochacie szafiru, a spodoba Wam się Ina - istnieje ona także w wersji czarnej.

 

Change - Ina , rozmiar: 80I, krój: full shaper  [Rozmiary (aktualnie dostępne w e-sklepie firmowym): EU 65 H-K, 70 G-K, 75-80 F-L, 85 H-K, cena: 169,90 zł]

 

 

Estetyka

Ina to coś dla tych z Was, które niekoniecznie kochają kwiatki. Ja wprawdzie nic przeciwko roślinności nie mam, ale lubię urozmaicenie i z radością witam każdy bieliźniany pomysł, który choć trochę odbiega od popularnej tzw. kobiecej stylistyki pełnej kwiatuszków, serduszek i groszków. Geometrycznych deseni, jak ta żakardowa szachowniczka z pasiastym wykończeniem, jest w bieliźnie D+ stanowczo za mało. Producenci są niestety konserwatywni - moim zdaniem bardziej niż klientki... tym bardziej więc cieszy ten wyjątek. 

Kwadraciki są super, świetne jest też pasiaste wykończenie górne. Mogłoby tylko to wszystko być bardziej ażurowe ;-) Podoba mi się, że tył też jest we wzorek. Podoba mi się minimalistyczna, pastylkowata zawieszka w grafitowym kolorze, wygląda trochę jakby była z hematytu (zapewne nie jest). Z podobnego metalu jest tabliczka z nazwą marki na jednym z boków. Stanik jest starannie uszyty, ma dobrej jakości zapięcie i ramiączka. 

 

 

 

Wadą jest różnica odcieni między stanikiem a ramiączkami i zapięciem.

Z tyłu mało dekoracyjnie prześwituje metka (widać to zwłaszcza na zdjęciu nabiustnym), choć zawsze można ją obciąć. 

 

Dopasowanie

Rozmiarówka Change jest taka, jaka jest (nie kupujcie w Change tego samego rozmiaru, co np. w Avie), ale moje doświadczenie do tej pory wykazuje, że jest przewidywalna, przynajmniej w ramach jednej konstrukcji. Przymierzałam ostatnimi czasy kilka full-shaperów i 80I pasuje mi praktycznie zawsze. Tutaj także nie miałam niespodzianki. 

 

 

Kształt

Ina daje nadspodziewanie mocno uniesiony profil jak na stanik z elastycznymi miseczkami, całkiem dobrze też zbiera, choć biust uwypukla się trochę na boki. Jak w większości moich staników. Nie wiem, do czego mogłabym się tu przyczepić, może do mikro-bułki, która robi się czasem na krawędzi miski. Pod ubraniem trochę odznaczają się szwy między górną a dolną częścią miseczek, ale nieznacznie. Podoba mi się ta forma, a na dodatkową pochwałę zasługuje fakt, że została osiągnięta bez strat na wygodzie. 

 

 

Kontynuuję zwyczaj pozowania w „niebrafitterskim” ubraniu - na staniku sukienka polskiej firmy Vippi Design (którą bardzo lubię i która niestety nie sponsorowała tej notki ;-) ). Jak widać, wzorniczy minimalizm stanikowy nie musi łączyć się z ubraniowym :-) Warto zauważyć, jak bardzo intensywny kolor stanika NIE prześwituje spod materiału (bawełna z elastanem), mimo że sukienka jest cienka i jasna - kwestia jakości, jak sądzę. 

 

 

Konstrukcja i podtrzymanie

Ina, jak wszystkie full-shapery, ma elastyczne miseczki. Dają one sobie jednak radę z ciężarem biustu, mimo że elastyczność nie ogranicza się do części górnej. Dolna część miseczki jest uszyta z grubej dzianiny. Gdy ściśniemy ja w palcach, wyczuwa się gąbczastą miękkość. Materiał ten przypomina piankę typu  spacer, jest jednak dużo mniej sztywny od typowego materiału tego rodzaju - na pewno nie nazwałabym tego stanika usztywnianym. Materiał ten jest lekko rozciągliwy, podobnie jak wierzchnia, ozdobna warstwa. W górnej części miseczek, pod pasiastym ażurem mamy podszycie elastyczną siatką.

 

 

Nie wybrałabym się w Inie na bieżnię ani zumbę, ale mam w tym staniku wrażenie bezpiecznego podtrzymania, w zupełności wystarczającego na co dzień. Biust się nie kołysze, jest dobrze podniesiony, czegóż więcej trzeba. 

Pas obwodu jest szeroki; zapięcie - w moim rozmiarze trzyhaftkowe - również, tył podszyty elastyczną siatką. Wszysto trzyma się bez zarzutu, ramiączka nie rozciągają się nadmiernie. 

Konstrukcja miseczek jest typowo balkonetkowa - trzyczęściowa, zabudowanie nie odbiega od przeciętnej UK-balkonetki. Warto zwrócić uwagę na kształt i szerokość fiszbin. Łuk jest szeroki i łagodny - idealny dla mojego biustu. Miseczki w full-shaperach mają odpowiedni dla mnie stosunek głębokości do szerokości. 

 

Wygoda

Ina jest, jak wszystkie Czejndże, wygodniczkiem. Zachwyca mnie to w zestawieniu z faktem, że tak dobrze podnosi i naprawdę nieźle podtrzymuje biust. Udało się firmie osiągnąć idealną równowagę między elastycznością stanika a jego stabilnością. Ina jest wystarczająco elastyczna, by być superwygodna i wystarczająco nieelastyczna, by skutecznie unosić i podtrzymywać. 

 

Do kompletu - figi  tai  (42)

Figi mają tę zaletę, że możemy tu wreszcie cieszyć się urokami przezroczystości :-) Jednak dla mnie są za niskie i żałuję, że nie zdecydowałam się na szorciki (hipster), które wyglądają na wyższe. Więc nie będę się przesadnie zachwycać ;-) 

 

 

Cena

Nawet regularna cena zasługuje moim zdaniem na ocenę dobrą. Model jest przyzwoitej jakości, wygodny i ładnie kształtujący biust, no i ten oryginalny design i kolor! W promocji wydałam na Inę 118 zł i uważam, że zrobiłam doskonały interes. Jednak majteczki w regularnej cenie 79,90 są moim zdaniem za drogie - w promocji zapłaciłam 55 zł i wciąż uważam, ze to dużo... Cóż, kompletoza ma swoje prawa ;-)

 

Galeria

Zerknijcie - bardzo zachęcam - na większą liczbę zdjęć, zwłaszcza na zbliżenia, oraz więcej zdjęć nabiustnych. 

 

 

Podsumowanie

 

 

Zawsze mnie cieszy, gdy znajdę coś fajnego w ofercie firm innych niż ciągle obecne w moim repertuarze brytyjczyki. Każda z marek ma swoje charakterystyczne cechy - stylistykę, konstrukcję, materiały - a ponieważ liczba marek oferujących mój rozmiar jest wciąż ograniczona, nieustannie łaknę nowości. Ina jest właśnie takim „powiewem świeżości” w mojej bieliźnianej szufladzie ;-) Tak trzymać, Change! Czekam na kolejne full-szejpery w ciekawych kolorach i wzorach!

Popieracie? :-)

 

Minnie - deszczowa wiosna :-)

$
0
0

Tak wyglądam z nieobciętą głową ;-)

 

Wzór tego stanika co prawda kojarzy mi się deszczowo i wodnie, ale i w słońcu zagra świetnie :-) A nadchodzące podobno upały na pewno sprawią, że zapragniemy ochłody.

Z balkonetkami marki Cleo by Panache mój związek jest... miłosno-nienawistny. Dlaczego? Bo wiele z nich mi się podoba, ale zawsze, zanim przymierzę, towarzyszy mi obawa przed tak zwanym powiewaniem górnej części miseczki. Nie wiem do końca, jak zdiagnozować problem z punktu widzenia typologii biustokształtów: czy chodzi o niedostatek pełni u góry, czy może o tak zwane krótkie korzonki czyli niską podstawę (pole, na którym pierś jest przyrośnięta do tułowia, może mieć nie tylko różną szerokość, ale i wysokość), a może po prostu wiotkość dojrzałego wieku - dość, że górnej miski w tych konstrukcjach często nie wypełniam (zmniejszanie rozmiaru nic nie daje poza zwężeniem miski). Tu akurat Minnie jest chlubnym wyjątkiem, podobnie zresztą jak Kayla, a w aktualnym sezonowym wydaniu polubiłam ją szalenie.

Cleo by Panache - Minnie , rozmiar: 38FF  [Rozmiary: UK 28 E-H, 30-38 D-J; cena: ok. 180 zł; biustonosz został mi dostarczony przez dystrybutora]

 

 

Estetyka

Deseń i kolorystyka są świetne. Wzór kojarzy mi się z różnymi rzeczami: odbiciem wiosennych kwiatów w wodzie bądź unoszącymi się na niej płatkami, z kroplami wody na szybie, z fajerwerkami, światłami wielkiego miasta na poruszonym zdjęciu... Ale najsilniejsze skojarzenie jest kwiatowo-deszczowo-morskie, co podkreślają szmaragdowe lamówki i dodatki. Bardzo mi się podoba, że deseń jest kontynuowany nie tylko na siateczce u góry miseczek, ale także na hafcie. No i te otworki à la haft Richelieu - zawsze były dla mnie plusem. 

 

 

I bardzo, ale to bardzo żałuję, że tego świetnego deseniu nie ma z tyłu, który to tył jest jednolicie granatowy. Oraz ciągle jakoś nie mogę zakochać się w tych napisach na kanalikach fiszbin po wewnętrznej stronie. Może zbyt serio traktuję biustonosze, by zaakceptować wzorek bardziej jakby rodem ze skarpetek czy tiszerta, a może po prostu jestem konserwa ;-) 

Chwalę malinową kokardkę pomiędzy miseczkami - świetnie ożywia. 

 

 

Minnie jest dobra jakościowo, jakość szycia i materiałów bez zarzutu, zapięcie trochę się „męczy” w noszeniu - nie wiem czemu jest dwuhaftkowe, wolałabym trzy-, choć zdaję sobie sprawę, że nie każda stanikomaniaczka takie lubi. Bardzo mi się podoba faktura ramiączek i ogólnie ich jakość - są bardzo przyjemne w dotyku i wygodne. 

 

 

 

Dopasowanie

38FF często wybieram w produktach Panache i tutaj dopasowanie jest idealne. Miseczki są w normie, obwód też, jak na Cleowską 38-kę :-) W każdym razie jest mi wygodnie i nie czuję potrzeby ani wymiany, ani ciaśniejszego zapięcia. 

 

 

Kształt

To modelowy przykład wypychacza i zbieracza równie skutecznego jak np. Chi Chi od Sculptresse, choć konstrukcja jest inna. Minnie to typowa klasyczna balkonetka trzyczęściowa, ale tak skonstruowana, że biust od samego dołu wznosi się maksymalnie do góry, jest też solidnie zebrany do środka. Mimo tych modelarskich sztuczek jest mi w Minnie wygodnie, choć, rzecz jasna, nie jest ona typowym wygodniczkiem, jak niektóre full-cupy ;-)

Kształt okrągło-noskowaty, naprawdę przyjemny dla oka; dla miłośniczek „w górę i do przodu”.

 

 

 

Fotek w ubraniu nie sponsoruje tym razem firma Tatuum :-) Sukienka Pini z kolekcji Unique, zdobiona nadrukami zaprojektowanymi przez Martę Frej, inspirowanymi dawnymi zdjęciami z albumów i książek poświęconych sufrażystkom i emancypantkom. Girl power! :-)

 

 

Konstrukcja i podtrzymanie

Co do supportu - zasadniczo jest w normie, tył trzyma się zadowalająco, ramiączka są z przodu podszyte miękką wyściółką, która przy okazji je dodatkowo stabilizuje, i nie rozciągają się przesadnie. Jedynym nieco słabszym punktem jest góra misek, która co prawda wizualnie praktycznie nie odstaje, ale też i nie przytrzymuje za mocno tego, co w środku, przez co piersi mają więcej swobody, niż miałyby w bardziej zamkniętej misce. Dół misek za to jest stabilny jak rzadko, dzięki gęstej laminowanej dzianinie, z której jest uszyty.

 

 

Co do „nie odstaje” - tu sprawa jest względna, bo dla zupełnie gładkiego przylegania górnego haftu muszę wykonać porządny wyprost. Luzackie zgarbienie się generuje odstający haft, czego jednak zupełnie nie widać pod ubraniami, więc w sumie nie ma o czym mówić. 

Wrócę jeszcze pośrednio do spraw kształtowych. Konstrukcja miseczek jest wybitnie podnosząca, co dla mnie jako posiadaczki FF-G-biustu stanowi opcję (nie upieram się, że mój biust musi się koniecznie unosić w taki sposób i na taką wysokość), jednak mam wrażenie, że szczególnie dużo zyskują na tej właściwości biusty z rejonów H czy J, i to te z tych cięższych, z którymi wiele innych krojów po prostu słabo daje sobie radę. Dlatego polecam ją szczególnie użytkowniczkom tych rozmiarów - jeśli tęsknicie do porządnie podniesionego biustu, Minnie powinna Wam go zapewnić. 

 

Wygoda

Minnie jest generalnie wygodna. Nie jest jednak gwiazdą komfortu, jak niektóre full cupy, żeby daleko nie szukać - Candi ;-) Po prostu czuję ten stanik na sobie, zapewne dlatego, że jednak mocno wypycha biust, co musi generować większe naciski na całą konstrukcję. Trochę też napiera końcami fiszbin na mostek, ale nie jest to jakieś mocne uwieranie, po prostu napór. 

 

Do kompletu - figi

Tu też trochę tęsknię za wzorem z tyłu :-) Choć nie jestem pewna, czy w komplecie to zestawienie z gładkim granatem nie prezentuje się mimo wszystko lepiej. Figi są zgrabne, wygodne i dobrej jakości, choć dla mnie jak zwykle trochę za niskie. Mimo to jestem zadowolona z posiadania kompletu (kompletomania się szerzy :-) ). 

 

 

Galeria

Zerknijcie na komplet zdjęć :-) 

 

 

Podsumowanie

To moja pierwsza Minnie, choć poprzednie wersje (a było ich wiele) zdarzało mi się przy różnych okazjach przymierzać - stąd byłam pełna optymizmu już na wstępie. A teraz ostrzę sobie ząbki na wersję jesienną, oraz mam nadzieję, że model jeszcze trochę pobędzie w ofercie (albo doczeka się równie dobrej następczyni). Podsumowując, jeśli szukacje dobrego podnośnika na lato, Minnie może być świetnym strzałem :-)

 

 

A Wy znacie już Minnie? Jak Wam się podoba w tej wersji? :-)

Zaiskrzyło, czyli Spark od Samanty

$
0
0

 

Po czarnym śmiałym Defiancie czas na kolejny model z aktualnej oferty Samanty. Pomyślałam, że oprócz nowej konstrukcji zastosowanej w tamtym side-supportowcu warto by też na nowo wypróbować coś bardziej klasycznego, czyli stare dobre A922 :-) Ponieważ od moich ostatnich testów minęło już około 6 lat (!), najwyższy czas na powtórkę. A922 to konstrukcja miękka - oprócz niej u Samanty w swoim rozmiarze mam do wyboru głównie modele półusztywniane, które, jako żem miłośniczką mięczaków, dużo mniej mnie nęcą. Ostatnio pojawił się też model A170 Desert o tylko trochę mniejszym niż A922 zakresie rozmiarów, o miękkiej termicznie modelowanej miseczce - o tym nic jeszcze nie wiem :-) Pozostaję na razie na znanym - choć dawno nieodwiedzanym terenie.

Samanta - Spark, konstrukcja: A922  [Rozmiary w katalogu: 65 G-M, 70 F-L, 75 E-K, 80 D-J, 85 D-I, 90 D-H, 95 C-G. Cena w sklepie firmowym: 219 zł. Biustonosz został mi dostarczony przez producenta. Cała kolekcja Spark dostępna pod linkiem]

 

 

Estetyka

To Błyszczy! Jako sroka jestem wniebowzięta :-) W Sparku iskrzą dwa elementy: haft w górnej części miseczek (metaliczna nitka w czerwonawym kolorze na bordowych kwiatkach) i dzianina, którą wykończone są tyły, kanaliki fiszbin od zewnątrz oraz górna krawędź miseczek (lśniące kropki). Te błyski na dzianinie kojarzą mi się mocno z latami osiemdziesiątymi (czasy mojego dzieciństwa) - dałabym głowę, że wówczas coś z tego szyto, może legginsy, może kokardy do włosów? ;-) Dlatego odbieram ten motyw jako dość kiczowaty - ale ponieważ jako spóźniona ofiara mody zaczęłam ostatnimi czasy bardziej kochać ejtisowskie nawiązania niż jeszcze rok czy dwa lata temu, jestem na tak! :-) 

 

 

Podoba mi się kompozycja całości i jej buduarowa stylistyka. Wielki plus za wielką kokardę pomiędzy miseczkami, efektowną i z dobrej jakości wstążki. W noszeniu trochę ginie między piersiami, ale trudno mieć o to do niej pretensję. Metalowa zawieszka z logo też sprawia bardzo dobre wrażenie. 

 

 

Hafty u góry - brawo, u dołu - też brawo za urodę, ale niebrawo za przypadkowe ułożenie wzoru. Ładniej by było, gdyby listki były rozłożone symetrycznie na obu miskach. W przypadku tak dużego wzoru brak symetrii tworzy jednak dysonans. Ciekawa jestem też, czy stanik nie zyskałby na urodzie, gdyby szwy łączące poszczególne części miseczek wykonano nitką nie czarną, a dostosowaną kolorem do materiału.

Kolejne brawa za przezroczystość :-) Całe miseczki są podszyte dodatkową warstwą siateczki, ale ma ona równie spore oczka, co wierzchnia - haftowana, więc poziom przejrzystości pozostaje wciąż spory. Boczne slingi zbierające, wszyte w środku, nie przeskadzają wizualnie. 

 

 

Stanik jest bardzo starannie uszyty (żadnych odstających nitek, proste szwy, dokładne wykończenia, można patrzeć przez lupę i dalej nie ma się do czego przyczepić), a wszystkie elementy sprawiają wrażenie dobrych jakościowo. Ramiączka są solidne, zapięcie daje radę, choć trochę się wyciąga, gdy mam Sparka na sobie (co zauważyłam dopiero na zdjęciu nabiustnym z tyłu). Jestem mile zaskoczona tą jakością w porównaniu z dawnymi produktami. To już jest jakościowa czołówka. Samanto, robisz to dobrze :-)

 

Dopasowanie

Moje standardowe 80H sprawdza się - wystarczająco głębokie miseczki, na mniejszej piersi trochę wolnego miejsca, ale nie robię z tego zarzutu. Obwód natomiast należy do luźnawych, ale nie chodzi tu o rozciągliwość - bo tył z dwóch warstw dzianiny pracuje jak trzeba - a raczej o długość. Nie jest jednak na tyle za długi, bym potrzebowała wymieniać na mniejszy. Podsumowując - rozmiarowo trzyma się mniej więcej w standardzie :-) 

 

 

Ciekawostką jest przelicznik rozmiarów na metce. To już nie pierwsza polska firma, która próbuje przeliczać rozmiary miseczek na brytyjskie. Jednak w przypadku Samanty ten przelicznik jest... hmm dyskusyjny ;-) Powiedziałabym, że to 80H jest równoważne raczej sporemu 36G, nie 36FF. 

 

Kształt

Miłe zaskoczenie poziomiem podnoszenia :-) Jest ono mocniejsze niż w przypadku kroju A911. Linia biustu u dołu wspina się bardziej stromo do góry, niż w modelu Defiant. Kształt okrągło-zaakcentowany, zebranie z boków - bardzo dobre. 

 

 

Á propos ejtisów - dzisiejszych fotek w ubraniu nie sponsoruje marka Esprit i jej kolekcja Retro :-)

 

Konstrukcja i podtrzymanie

A922 jest, podobnie jak A911, wąskofiszbinowym krojem, toteż dla wygody lekko rozgięłam druty - konstrukcji to nie zaszkodziło, za to poprawiło komfort. Te z Was, które mają wąską podstawę piersi, nie będą musiały nic robić ;-)

Mamy tu, jak widzicie, dość klasyczne trzyczęściowe miseczki, są one jednak bardzo głębokie i pojemne również w górnej części, z czego będą zadowolone biusty u góry pełne oraz o wyższej podstawie. U mnie ta górna część jest nieco luźna. Na krawędzi miseczek znajduje się tunelik zawierający gumkę, jednak jest ona bardzo rozciągliwa, bardziej niż znajdująca się niżej siateczka. Wewnątrz miseczek po bokach mamy wszyte zbierające panele z siateczki, które poprawiają zebranie.

 

 

Jeśli chodzi o własności podtrzymujące - z uwagi na luźne w górnej części miseczki i niezbyt ścisły obwód Spark nie jest modelem mocno podtrzymującym, ale nie odbiega od rozsądnej normy. Dobrze, że ramiączka są mało rozciągliwe - po pierwsze, podszyte w przedniej części, po drugie, z mało elastycznej, solidnej gumy. 

 

Wygoda

Krój Sparka należy do wysuwających biust do przodu i w związku z tym spory ciężar spada w nim na ramiona. Odczuwam to obciążenie i doceniam w związku z tym miękką wyściółkę, w którą wyposażono ramiaczka od spodu.

 

 

Oczywiście wąskie fiszbiny również czułam, zanim trochę ich nie poszerzyłam. Wygodniczkiem Spark nie jest, choć daje się nosić przez cały dzień. 

Brawo za fiszbiny boczne, które ani trochę nie uwierają! W ogóle nie czuję nacisku końcówek usztywnień na ciało. A więc jednak da się!

 

Do kompletu - figi (XL)

Wreszcie przezroczyste majtki! :-) I to zarówno z przodu, jak i z tyłu. Nie żałowano nam przy tym błyszczącego haftu - wypełnia on cały przód. Tył też bardzo ciekawy, bo nie tylko przezroczysty, ale i z pionowym szwem, co ładnie podkreśla pośladki, i z bezszwowym wykończeniem. Nie zapomniano też o kokardce z zawieszką z przodu. Jeśli tylko choć trochę cierpicie na kompletozę - to moim zdaniem przepadłyście, zwłaszcza że bokserki i stringi też ciekawie się prezentują. Nie wiem nawet, czy w sumie nie wolałabym bokserek. 

 

 

Jedynym mankamentem fig jest to, że gumka w tuneliku u góry lubi się czasem przekręcić i trzeba ją poprawić. Są też oczywiście trochę za niskie jak na mój gust. Ale są tak fajne, że im to wszystko wybaczam ;-)

 

Galeria

Spark ma sporo smakowitych szczegółów, więc zdecydowanie polecam galerię zdjęć :-) 

 

  

 

Podsumowanie

To był udany come back. Mimo że kroje Samanty nie są dla mojego biustu idealne ze względu na fiszbiny - radzę sobie z tym problemem. Nie czułam też, że idę na kompromis w związku z kształtem biustu. Będę więc śmiało próbować kolejnych Samant, zwłaszcza w kroju A922, bo marka oferuje efektowne hafty, kolory i jakość na naprawdę przyzwoitym poziomie.   

 

 

Uwaga, promocja! 

Firma Samanta postanowiła zorganizować dla nas wszystkich specjalny stanikomaniacki rabat w wysokości -10% na wszystkie nieprzecenione produkty na kod STANIKOMANIA :-) Promocja obowiązuje w sklepie firmowym Samanty, od jutra przez tydzień, czyli w dniach 26.05.2017 - 02.06.2017. Zapraszam w imieniu firmy na zakupy! :-) 

Czy próbowałyście ostatnio bielizny Samanta? Jaki jest Wasz ulubiony krój? A może łapiecie się rozmiarowo także na konstrukcje inne niż A922, i co możecie o nich powiedzieć? :-)

Ciekawa jestem też, co myślicie o błyszczących elementach w bieliźnie... Bo ja nieustająco uwielbiam :-)

 

Manifest Dzidzi Piernik

$
0
0

Stylóweczka nr 1: rurzowo-rzułta. Niczego nie sponsorowały marki: Freya, Solar, Les Nereides (N2)

 

To będzie trochę buntowniczy wpis o stylu, ciele i jego wieku, tym co medialne, a co ciągle nie - i o tym, jak rozwalać system ;-)  

Gdy wchodzimy w świat mody i urody, od razu otrzymujemy mnóstwo norm i wskazówek: co powinnyśmy nosić, a co jest mniej chętnie akceptowane, oraz czego nam nie wolno: w ubiorze, bieliźnie, makijażu, dodatkach. Standaryzacja wyglądowa członków ludzkiej społeczności jest nam chyba potrzebna - czujemy się bezpieczniej w towarzystwie ludzi w miarę podobnych. Dzięki temu spada nam codzienny poziom stresu, którego i tak mamy nadmiar. 

Jednak, że polecę banałem - co za dużo, to niezdrowo. Czasem te ograniczenia bardziej krępują, niż wytyczają bezpieczną ścieżkę, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Chyba każda z nas miała w życiu moment, gdy myślała o zrzuceniu mundurka, sprawieniu sobie tej falbaniastej kiecki, o której zawsze skrycie marzyła, a która „nie pasuje do jej sylwetki”, założeniu wreszcie tej impulsowo zakupionej tęczowej bluzki, na którą nigdy „nie było okazji”. O odrobinie kreatywności, choćby sprowadzała się ona do ustrojenia się w naszyjnik z jednorożcem w różowym sweterku czy w neonowo żółty komplet bielizny. 

Ponieważ wkraczam już w wiek, w którym zauważam, że mój osobisty wizerunek coraz bardziej odbiega od tego, czego oczekuje ode mnie Społeczeństwo, a wszystkie oburzone artykuły o ejdżyźmie przestają być abstrakcją, która mnie nie dotyczy - czuję, że muszę coś powiedzieć w tej sprawie. 

 

Co wypada poważnej kobiecie

(Na pewno nie biust ze stanika, jeśli stanik jest właściwie dobrany! ;-) )

Jeśli jesteś, droga Czytelniczko, jeszcze młoda - to być może opisane wyżej wyskoki wydają ci się jeszcze dozwolone. Jeśli masz, tak jak ja, lat czterdzieści i parę, to zapewne przerobiłaś już swoją porcję dobrych rad z czasopism, poradników i telewizora o tym, „co wypada” kobiecie w Pewnym Wieku. Z twojego dozwolonego repertuaru modowego znika pomału wszystko, co radosne, kolorowe i tak zwane młodzieżowe - a jeśli pracujesz w codziennym kontakcie z ludźmi, to również „nieprofesjonalne”. Akceptujesz to bez szemrania, bo przez całe swoje modowe życie byłaś przyuczana do kierowania się dwiema zasadami w kształtowaniu swego imydżu: masz być Poważna (w końcu jesteś dorosła i profesjonalna) oraz Atrakcyjna (by default, dla heteroseksualnego mężczyzny). Nie ma w tym za bardzo miejsca na inwencję, zabawę kompozycją, łączenie kolorów, z których żaden nie jest neutralsem, nie mówiąc już o zestawianiu dwóch różnych wzorów w jednym outficie. Takie rozrywki dozwolone są przedszkolakom, nie dorosłym kobietom. Znajome?

Jaki to ma związek z bielizną? Powiecie: przecież pod spód można założyć cokolwiek. Można pojechać jaskraworóżowymi falbankami albo nadrukiem w kotki, gdy na wierzchu korpomundurek. Bo i kto nam zabroni. Za to oczywiście kocham bieliznę - że pozwala nam w tej bardziej prywatnej, najbliższej ciała sferze na znacznie więcej niż jakikolwiek  dress code. Dla wielu z nas jednak jest to czysta teoria. Bo większość kobiet pod korpomundurkami ma korpostaniki. 

Może to przymus bycia poważną sięga tak głęboko, a może przyczyną bieliźnianej uniformizacji jest zwykły niedostatek opcji. Jak już wiele razy narzekałam - bielizna jest wciąż najbardziej konserwatywnym działem mody. I o ile cokolwiek się tu zmienia i niektórzy projektanci wpadają już na pomysły typu stanik w arbuzy albo majtki z kocim pyszczkiem, to... są to rzeczy z reguły kierowane do bardzo młodego segmentu populacji, o stosownej dla niego rozmiarówce (stereotypowo - małej) oraz poziomie konstrukcji i trwałości (niskim). Tak więc, jeśli nie masz dziecka i swojej żądzy posiadania komplecików w żabki nie zaspokajasz kupując śpioszki - masz przekichane. Siedzisz w szufladzie pełnej nudy oraz, co najwyżej, tradycyjnej seksowności, która od wieków niezmiennie kręci się wokół czerni, czerwieni i koronek. 

 

Droga Dzidzi Piernik

Dzidzia Piernik to pogardliwe określenie starszej kobiety strojącej się w infantylne - innymi słowy: kolorowe, błyszczące i choć trochę efektowne - fatałaszki. Boi się go każda czterdziestolatka walcząca z pragnieniem zafundowania sobie bluzki w kotki albo wyjścia z domu z różową torebką. Samo jego istnienie świadczy o tym, że kobiety w Pewnym Wieku skrycie marzą o tym, czego już im nie wolno. I czasem mają dość - wkładają tę żółtą kieckę i kolczyki z pszczółkami i tak idą w świat. 

 

Stylóweczka nr 2: niebiańskie kotki. Sponsorowania nie podjęły się marki: Change, Tatuum, Les Nereides (N2).

 

A więc, fanfary: jestem jedną z tych ostatnich - Dzidzią Piernik. I nie planuję przestać nią być. Jak widzicie na moich zdjęciach, zwłaszcza tych „z głową” - piernictwa ukryć się nie da, i proszę, nie mówicie mi teraz w ramach komplementu, że na swój wiek nie wyglądam. Wyglądam. I nie chcę słyszeć komplementów w tym stylu - bo chcę przyczyniać się do tworzenia świata, w którym manie czterdziestu czterech lat nie jest obciachem. 

Moje dzidziopiernictwo dotyczy zarówno stroju i dodatków (kotki mi niestraszne), jak i bielizny. W tej ostatniej nie mam nigdy zamiaru odmawiać sobie mocnego koloru, skoro już szczęśliwie zaczął mi on być oferowany przez przemysł bieliźniarski. W moim rozmiarze da się już kupić praktycznie wszystkie kolory, choć o niektóre łatwiej, a o inne - znacznie trudniej. 

Nie mam też zamiaru ograniczać się ani do tego, co mi podobno wypada, ani tego, co mi rzekomo pasuje. Analityczki kolorystyczne i styliści sylwetkowi nie są dla mnie autorytetami w dziedzinie tego, co powinno mi się podobać, a co nie. O tym decyduję sama. Moja metoda na „jak sie ubierać” jest prosta: bierzemy to, co z wieszaka czy to stacjonarnego, czy wirtualnego woła do nas „Wybierz mnie! Mnie!”. A czasem i to, co nie woła, albo wręcz warczy na nas z daleka. I zwyczajnie sprawdzamy, jak się w tym czujemy. Im więcej tego sprawdzania, tym lepiej. W ten sposób oswajamy się ze swoim wyglądem w różnych rzeczach i pomału wyrzucamy z głowy coraz więcej schematów. 

Tę metodę - którą zresztą dokładnie opisała autorka artykułu „‘Toddler Grandma Style,’ The Fashion Approach That Will Set You Free”, który ostatnio przeczytałam, stosuję szczęśliwie od lat (nie ukrywam, że ów tekst był jedną z inspiracji do tej notki). Polecam Wam m.in. listę na końcu, zawierającą takie perełki, jak „Nie musisz się ograniczać do jednego jaskrawego koloru” oraz „Możesz nosić broszki! Możesz nosić WIĘCEJ NIŻ JEDNĄ NA RAZ!” :-) 

Droga Dzidzi Piernik nie musi oczywiście koniecznie wieść pośród majtek w biedroneczki ani różowych torebuś (sama niektórych słodkich motywów, jak misie i lizaki, wręcz nie znoszę). Nie chodzi o żaden konkretny styl czy rekwizyty. Chodzi o wolność. Akurat żywe kolory i słodkie wzorki są tym, czego najczęściej się nam zabrania, gdy jesteśmy dorosłe, ale przecież w naszych głowach siedzi dużo więcej ograniczeń. A kto jest całkowicie poza ograniczeniami? Dzieciom, które jeszcze nie muszą być Poważne, i staruszkom, które już nie muszą być Atrakcyjne. Toddler Grandma Style. 

 

Ciała wyklęte?

Autorka „Stylu Dzidzi Piernik” pisze, że paradoksalnie wyzwoliło ją jej własne ciało. „Nie mam ciała modelki ani ‘wieszaka na ubrania’. Gdyby uczestnicy ‘Project Runway’ zostali poproszeni o stworzenie sukienki dla mnie, zapewne rzuciliby się pod autobus. Nie jestem ani wysoka, ani szczupła”. Jej sylwetka jest na tyle daleka od kanonów piękna, że paradoksalnie jest postrzegana jako ta, której więcej wolno - bo i tak nie pasuje do wzorca.

 

Stylóweczka nr 3: sweet eighties. Sponsorowała przykładnie marka Cleo by Panache, a migały się: Esprit, Forever 21 Plus Size

 

Wrażenie to jest mi bliskie. Jeśli interesuje Was filozofia ciałopozytywności ( body positivity), to zapewne obserwujecie społeczności, blogi i marki prezentujące różnorodne ciała. Na przykład firmy bieliźniarskie (takie jak Curvy Kate z marką Scantilly, czy seksowna Playful Promises), które często udostępniają na swoich profilach zdjęcia publikowane przez użytkowniczki ich bielizny - w tym blogerki czy modelki plus size. Nie każdy jednak na pierwszy rzut oka zauważy, że większość tych miejsc czy profili preferuje jeden-dwa typy sylwetki: boską klepsydrę tudzież powabną gruszkę, gdzie nawet sporemu rozmiarowi towarzyszy płaski brzuch i wąska talia. Rozejrzyjcie się wokół siebie, a zauważycie, że bardzo wiele kobiet ma zupełnie inną budowę. Brzuchy Istnieją, nawet w małych rozmiarach, a co dopiero w tych większych. Istnieją mega brzuchy przy wąskich biodrach, małe piersi w rozmiarach bardzo plus. Nie zobaczycie ich jednak na bieliźniarskich instagramach. 

Nie zobaczycie też kobiet starszych niż dwudziestoparoletnie, albo młodo wyglądające trzydziestolatki. Jeśli już pojawi się ciało bardziej wiekowe - będzie ono zawsze szczupłe (swoją drogą - zdjęcia z kampanii Ageless Fashion marki Playful Promises są naprawdę piękne). Baba z nadwagą po czterdziestce rozebrana do bielizny? Zapomnijcie! Nie będą nam takie staruszki ani grubaski psuły wizerunku. 

Wygląda na to, że ciałopozytywność ciałopozytywnością, a tymczasem wciąż propagujemy dość wąski zakres tego, co akceptowalne. Wszystko, co poza - nie doczekało się wciąż reprezentacji. Co mogę z tym zrobić? Rzecz jasna, jako zdeklarowana Dzidzia Piernik z blogiem i klawiaturą w ręku rozwalać system, choć nie ułatwia mi tego wrażenie, że jestem sama na placu. Proszę, pokażcie mi blog o bieliźnie (z fotkami) prowadzony przez kobietę ponadczterdziestoletnią. Pokażcie mi blogerki modowe starsze niż 30 lat i niemające ciał modelek. Ile ich jest? Może właśnie dzięki temu brakowi wzorców do naśladowania (poza kanonem „co wypada w pewnym wieku”) weszłam na drogę Dzidzi Piernik, która wszystko musi - i może! - wypróbować na sobie, nie oglądając się na innych. 

Czego i Wam życzę. Przynajmniej, gdy już będziecie takie stare jak ja - a może nawet wcześniej :-)

 

Acknowledgements:  I am perpetually grateful to Buttercup Rocks, the charming author of the Buttercup's Frocks fashion blog for inspiring a lot of my style choices and for introducing Les Nereides to me :-) Special thanks goes to Cynara Geissler for writing probably the most brilliant essays on style I have ever read.


Subtelna Sofie, czyli nude nie musi być nudny

$
0
0

Nudny nudziarz? No chyba NIE U MNIE! :-)

 

Po kolorowych szaleństwach i sroczych migotaniach czas na coś odważniejszego :-D Stanikomaniaczki miewają do beżu stosunek ambiwalentny - jest ultrapraktyczny, ale dla części z nich symbolizuje bieliźniany konserwatyzm i mały wybór. Co jakiś czas jednak zdarza mi się beżak, który usuwa te skojarzenia. Sofie nie jest najbardziej typowym, czysto funkcjonalnym korpo-nudziarzem. Po pierwsze - jest obficie haftowana, po drugie - zawiera granatowy kontrast, a po trzecie - jest delikatna i urocza. Dzięki temu może łatwo grać rolę stanika terapeutycznego dla antybeżowców :-)

 

 

Gorteks - Sofie , krój: B201  [Rozmiary: 70-95B, 65-95C, 65-100 D-F, 65-95G, 65-90H; cena biustonosza w sklepie myBra.pl: 98,90 zł, cena fig 45,90 zł; komplet został mi dostarczony przez producenta]

 

Estetyka

Po pierwsze - odcień. Jaśniutki, takie bardzo mleczne latte, w sam raz dla mojej bladawczej skóry, przyjemnie znika na ciele. Sofie jest mgiełką prawie totalną - pojedyncza warstwa tiulu, tylko w bocznym panelu podszyta dodatkową wzmacniającą warstwą również przejrzystej siateczki (o innej wielkości oczek, dzięki czemu nie ma nawet śladu efektu mory). Przyjemne hafty składają się z esów-floresów również w beżu, oraz granatowych gałązek. Podoba mi się taki biust zapakowany w drobne kwiatki :-) Całość kojarzy mi się... a jakże, z marką Fantasie, właściwie wzory na jasnym tle prawie zawsze mi się z nią kojarzą ;-)

 

 

 

Brawo za próbę uzyskania idealnej symetrii haftu na obu miseczkach. Bardzo to doceniam. Nie udało się może co do milimetra, ale wrażenie optyczne jest całkiem OK. Bardzo mi się podobają krawędzie górna oraz dolna, z karbowanym brzegiem. Góra jest podszyta silikonowym paseczkiem, którego jednak praktycznie nie widać. 

 

 

Dobrej jakości ramiączka z przyjemnym lśniącym paskiem wzdłuż, bardzo porządne trzyhaftkowe zapięcie (w miseczkach poniżej F mamy dwie haftki). Tył jest z porządnej jakości powermeshu.  

 

 

Podsumowując, bez lukśnej francuskiej koronki ani szwajcarskiego haftu dało się osiągnąć zupełnie przyjemny dla oka efekt :-)

 

Dopasowanie

Lubię Gorteks za to, że gdy zamawiam 85H, otrzymuję brytyjskie 38FF, co jest całkowicie zgodne z przelicznikiem na metce ;-) W przypadku Sofie nawet nie czuję specjalnie, że lepsze byłoby 80I (którego niestety już w tym modelu nie ma - rozmiary sięgają do H). Dlatego stawiam już maxa, choć mogłabym narzekać, że powinno przecież pasować 80H. Gorteks jest firmą stosunkowo małomiskową w porównaniu z wieloma innymi polskimi firmami (trochę przypomina mi duńską Change), ale rozmiary są - w mojej ocenie - przewidywalne, i to jest fajne. 

 

 

Kształt

Sofie nie ma rozciągliwych miseczek jak model Cleo tej samej marki, dzięki czemu skuteczniej podnosi biust. Nie daje kształtu typu „na maksa w górę i do przodu”, ale zbiera, nie rozstawia. Lekko przypłaszcza w charakterystyczny dla tego kroju sposób - nie od przodu, a bardziej od góry, choć nie od samej góry, krawędź bowiem nie wcina się w biust ani nie zamyka go, wręcz lekko odstaje. Ta kanciastość jest jednak na tyle niewielka, że zupełnie mi nie przeszkadza (bardziej przeszkadza mi w modelach usztywnianych, które ewidentnie nadają się dla biustów pełniejszych u góry/o wyższej podstawie niż mój  - jeśli ktosia takowy posiada, może cieszyć się Sofią także w wersji usztywnianej B402 :-) ). 

 

 

[Fotek w koralowce nie sponsorowała polska firma Yes to Dress. Tej sukienki już nie ma, ale są inne :-)]

 

Konstrukcja i podtrzymanie

Sofie to nieprzesadnie zabudowana trzyczęściowa balkonetka, na tyle nieprzesadnie, że, jak widać na fotkach wyżej, robi nawet trochę dekoltu. Lubię Gorteksy B2 także za to, że zupełnie nie mają tendencji do włażenia miseczką pod pachę. Wszystki kończy się tam, gdzie powinno. Fiszbiny nie są za wąskie ani za krótkie, tylko w sam raz. 

 

 

Podoba mi się, że nie zastosowano tu bocznych slingów wszytych do wewnątrz, tak jak w Cleo, Pameli czy Marilyn, moim zdaniem podszycie całej bocznej części miseczki działa lepiej. 

Podtrzymanie nie jest pancerne, ale normalne. Tył porządnie pracuje i moim zdaniem lepiej trzyma, niż w Cleo i Pameli. Wcale nie mam wrażenia, by to 85 było na mnie za duże - myślę, że właśnie dzięki tej dobrej dzianinie z tyłu. Nierozciągliwe miseczki dają radę.  

 

Wygoda

Wygodniczek całkowity - nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Bocznie fiszbiny są niewyczuwalne, mimo że nie wszyto ich pod gumki. W noszeniu końcówki usztywnień odstają od ciała i pewnie dzięki temu mogę o nich zapomnieć. 

Sofie jest cieniutka i przewiewna - latem na pewno nie raz skorzystam z tej cechy :-) 

 

 

Do kompletu - figi, rozmiar 44

 

 

Jestem bardzo zadowolona z majtek! Są prawie tak wysokie, jak trzeba ;-) Zgrabne, ładne i wygodne, górna część jest półprzejrzysta i wcale bym nie obraziła za przejrzysty tył, ale widocznie komplet Sofie jest jednak pomyślany bardziej jako codzienniak, niż kusidełko. A szkoda, moim zdaniem ma subtelnie kusidlany potencjał :-) 

 

Galeria

Zachęcam do zajrzenia, bo Zośka jest bardzo fotogeniczna i lubi zbliżenia! :-)

 

 

Podsumowanie

Bardzo miły jest ten kolejny miękkus od Gorteksu. Lepiej podtrzymujacy i podnoszący od Cleo i Pameli, subtelniejszy od Marilyn. Niestety, firma trochę mnie rozczarowuje małą liczbą miękkich modeli w kolekcji. W nadchodzącej jesiennej nie znalazłam żadnej miękkiej nowości oprócz kolejnego koloru Pameli :-( A nie miałabym nic przeciwko jakiejś następnej wersji Sofie, że o Cleo nie wspomnę, które co prawda szalonym podnośnikiem nie jest, ale ma inne zalety. Może kolejna wiosna przyniesie coś miękkiego? Miłośniczki usztywnianych modeli za to znajdą dla siebie sporo. 

 

Uwaga, promocja!

Sofie można kupić oczywiście w sklepie firmowym Gorteksu, ale zaprzyjaźniony sklep myBra oferuje nam go w promocji. Przez najbliższy tydzień czyli do 16.06 możecie kupić stanik oraz majteczki Sofie ze zniżką 10% na kod SOFIE2017. Polecam :-)

Ciekawa jestem, czy także przypadła Wam do gustu ta „nudziara” i czy też uważacie ją za nie tak znowu nudną ;-) Czy też lubicie latem takie delikatne, komfortowe zwiewności? :-) 

Twoje ciało żyje teraz!

$
0
0

Bikini: Ava z kolekcji wiosna-lato 2015 ;-) Duży pozytyw! Nie jestem typową plażowiczką, tylko górołazką, ale prawie wyobraziłam sobie siebie na gorącym piasku :-) Dobrze skonstruowany i wygodny stanik (model full cup). Bravo Avo!

 

Akcja #cialopozytywne + #cialogotowenaplaze na Facebooku i Instagramie zatacza coraz szersze kręgi. Bardzo mnie to cieszy, ale  budzi przy okazji mniej wesołą refleksję : dlaczego, u licha, dopiero teraz? Dlaczego tag #cialopozytywne nie ma już za sobą długiej i obfitej kariery wśród polskich instagramerek i blogerek? Czemu trzeba było dopiero akcji ogólnopolskiego tygodnika, by polskie kobiety odważyły się przyjrzeć tej zagranicznej nowince, jaką jest body positivity ? ;-) 

Tak czy owak - oczywiście przyłączam się entuzjastycznie i z tej okazji powstało parę fotek w nowym (choć już starym ;) kostiumie Avy :-)

Przechodząc zaś do spraw ciała - był w moim życiu czas, gdy byłam naprawdę daleka od zachwytu swoją powierzchownością. Co więcej, nadal nie jestem nią zachwycona, jednak teraz myślę o swoim ciele w kompletnie innych katergoriach, niż w czasach, gdy byłam nastolatką. Teraz moje „niedoskonałości” nie definiują mnie ani niczego mi nie narzucają.

Nawiasem mówiąc, czy nie uważacie, że młodym ludziom bardzo przydałyby się warsztaty z body positivity? Nie kazania typu „uroda nie jest w życiu najważniejsza”, które dostawałam ja, i które nie dały mi kompletnie nic, bo były zupełnie obok tematu i poza moim zrozumieniem. Coś, co odwoływałoby się do prawdziwych doświadczeń, lęków i niepewności przeżywanych przez młodego człowieka w związku z ciałem i ogólnym poczuciem wartości. Mam wrażenie, że gdzieś tu popełniany jest jakiś potężny błąd, który skutkuje rzeszami zakompleksionych do końca życia kobiet (i nie tylko kobiet)... Spośród tych kobiet rekrutują się także hejterki narzekające nie tylko na siebie, ale także z upodobaniem umniejszające wartość innych, łudzące się, że dzięki temu poczują się lepiej. 

 

 Wybaczcie obcięte nogi, to była totalna improwizacja balkonowa :-) Podobają mi się te  majtki z troczkiem (nawet nie bardzo za niskie).  

 

Moje ciało to ja 

Tak w ramach małych „warsztatów” z bo-po podzielę się z Wami ćwiczeniem, które wykonałam kiedyś zupełnie przypadkowo. Wyobraziłam sobie, że zmieniam swoje ciało na inne, idealne, wymarzone. Zaczęłam zastanawiać się, jak powinna wyglądać ta moja wyśniona figura, z której byłabym wreszcie zadowolona: projektowałam sobie nową twarz, włosy, biust, biodra, brzuch, nogi... Po drodze okazało się, że to wcale nie takie łatwe: wyobraźnia zaczęła mnie zawodzić i ogólnie czułam się coraz gorzej. Nie wiedziałam dlaczego, aż w końcu zrozumiałam: tworząc w umyśle ten ideał, właśnie wymazałam samą siebie, odmówiłam sobie prawa do istnienia. Zrobiło mi się strasznie smutno. Dotarło do mnie, że przecież moje ciało to ja. Czy naprawdę zasłużyło na to, bym skazała je na niebyt, zapomniała o nim, wyrzuciła na śmietnik tę jedyną na świecie, niepowtarzalną kompozycję? 

Poczułam w sobie wielką niezgodę na ten stan. Odrzucając swoje ciało, zanegowałabym bardzo ważną część mnie, mojej wartości, mojej istoty. Dlaczego i po co tak siebie krzywdzę? Aby ustąpić tym wszystkim, którzy chcieliby, bym była wiecznie niezadowolona z mojego ciała, żebym starała się je poprawić, by wyglądało „lepiej”, bez względu na to, czy jest to realne, sensowne, zdrowe? Oni najczęściej wcale mnie nie lubią ani nie chcą dla mnie dobrze. A ja nie chcę obudzić się rano i zobaczyć w lustrze innej Kasicy. Bo to już nie byłabym ja! Nie muszę być zawsze sobą zachwycona, mam prawo czasem ponarzekać na to czy owo. Ale to tylko detale. Moje ciało to ja - i nie chcę innego.

 

Niektórzy od razu poznali, że sieć w tle nie jest bynajmniej rybacka. Po prawej - bohaterka bocznego planu :-) 

 

Życie jest już

Wieczna i jakże często nieudana pogoń za tym doskonałym „ciałem plażowym” (ach, jak się cieszę, że dzieckem będąc zakochałam się w górach i plaże mnie nie obchodziły...) to tylko jeden z przejawów zjawiska, które nazwałabym mentalnością Nie Teraz. Nie teraz - powtarza nam co chwila wewnętrzny krytyk. Nie jesteś jeszcze wystarczająco piękna, zgrabna, szczupła, zdrowa (a także: mądra, wykształcona, silna...) by spełnić swoje marzenie. Na pewno psychologia tudzież kołczing mają już na to swoją nazwę i fachowy opis. Ja mam reakcję: Ale Mnie To Wkurza!

Odnosząc się do spraw ciała - Ale Mnie Wkurzają zdania typu „Nie teraz, ale kiedy już schudnę...”, „Kiedy już zrobię sobie zabieg X”, „Gdy już nabiorę kondycji” czy „Kiedy dzieci dorosną”.  To kupię sobie sukienkę, to dobiorę sobie stanik, to odważę się włożyć bikini, to pójdę na górską wycieczkę, to zacznę kupować ciuchy dla siebie. Ale nie teraz. Nie mogę patrzeć na smutne, nieszczęśliwe osoby, które wylogowują się z życia i wszystkiego sobie odmawiają, tracąc bezcenny czas teraźniejszy. I mam do nich pretensję, bo takie nastawienie kształtuje rzeczywistość w sposób, który mi nie odpowiada. Czy to nie im pośrednio zawdzięczamy mały wybór ciuchów plus size w sklepach, skoro z kupnem czegokolwiek czekają do mitycznego schudnięcia? Czy to nie przez nie potencjalna producentka ciuchów plus size mówi: takie coś się nie sprzeda, bo bo jest za kolorowe, a to POGRUBIA, oraz nie zakrywa grubych rąk i nóg, panie tego nie kupią - albo: na tym kliencie nie da się zarobić, bo kupuje tylko najbardziej podstawowe rzeczy. 

Zwykle za bardzo mi ich szkoda, ale najchętniej potrząsnęłabym nimi, zadając pytanie: A CO JEŚLI NIGDY? A co jeśli nigdy nie schudniesz, nigdy nie zmienisz się w ideał urody i siły, a co jeśli nigdy nie będziesz miała więcej czasu niż teraz. Co jeśli jutro ciężko zachorujesz i nie będziesz już mogła zrobić żadnej z tych rzeczy, które odkładasz? Kiedy zamierzasz ŻYĆ? 

 

 

Nie trać czasu na „nie teraz”. Zrób teraz to, co chciałaś zrobić „kiedy już”. Życie nie trwa wiecznie - czas wyjąć to zdanie z worka banałów i je nareszcie zrozumieć. Być może nigdy już nie będziesz wystarczająco szczupła i piękna. A na pewno - nigdy już nie będziesz młodsza, niż teraz. Więc na Jowisza, dobierz sobie ten stanik, kup sukienkę i idź na plażę, jeśli zawsze o tym marzyłaś. Świat nie jest tylko dla szczupłych, pięknych i tych, co „już”. Świat, jak plaża, jest dla wszystkich.


Thea: angielski ogród czy polska łąka?

$
0
0

 

Moje podejście do białej (oraz kremowej, kościo-słoniowej...) bielizny jest takie, że słowo „bielizna” można by spokojnie zamienić na „czernizna” :-) Zdarzają się jednak wyjątki potwierdzające regułę. Lubię realistyczne, duże wzory kwiatowe, a te, trzeba przyznać, potrafią się świetnie prezentować na jasnym tle. Powiecie, że taki jasny stanik w kolorowe wzorki to najbardziej niepraktyczna rzecz na świecie, bo spod jasnego ubrania prześwituje, a pod ciemnym może zafarbować czy pokryć się ciemnymi włókienkami... Więc owszem, nie marnuję Thei pod czarną bluzkę, ale po pierwsze - mam sporo ubrań w kolorach tak zwanych średnich (nie ciemnych, ale i nie bardzo jasnych), pod którymi świetnie taki stanik funkcjonuje, a po drugie - moim zdaniem są zestawy, w których te przebijające kwiatki się po prostu komponują! W czasach, gdy bielizna potrafi wybijać się w stylizacjach nawet na pierwszy plan i projektanci nie skąpią jej wyrazistych kolorów i wzorów, najwyższy czas chyba porzucić prześwito-fobię ;-)

Przed Wami zatem ogrodowo-łąkowa Thea, czyli Teodora (albo Dorotea) :-)

 

 

Panache - Thea , kolor: ivory/floral, rozmiar: UK 36G [Rozmiary: 65 DD-K, 70-85 D-K; komplet został mi dostarczony przez dystrybutora]

 

Estetyka

Jak w tytule - z Theą mam dwojakie skojarzenia. Pierwsze to angielska porcelana, a drugie - zestaw swojski, czyli maki, chabry, margerytki i inne kąkole, które co prawda są tu chyba nieobecne, ale kolorystyka całości przywodzi na myśl taki właśnie polny bukiecik. Do kompletu brakuje tylko złotych kłosów :-)

 

 

Cyfrowy nadruk jest precyzyjny, a kolory nasycone. Deseń występuje nie tylko w dolnej części miseczek ze stabilnej laminowanej dzianiny, ale naniesiono go także na siateczkową część górną, która jest do tego haftowana. Nie mam jednak wrażenia nadmiaru, tylko fajnego urozmaicenia. Góra jest co prawda z siateczki, ale podszyta dodatkową warstwą, nie ma więc przejrzystości. Zawsze trochę szkoda, ale z drugiej strony - tak chyba jest nawet lepiej. Tył jest bez wzorków - i taki chyba bardziej mi się tu podoba :-)

Wzór być może lepiej by się prezentował, gdyby był nieco mniejszy. Przypuszczam, że w mniejszych rozmiarach mogą zdarzyć się staniki, w których puste przestrzenie będą miały zbyt dużą przewagę nad wzorzystymi, choć oczywiście to tylko moja spekulacja (moim zdaniem producent powinien zwracać na takie rzeczy uwagę w trakcie szycia i mam nadzieję, że to robi).

 

 

Wracając do kolorów - tył i ramiaczka Thei są klasycznie kremowe, ale dzianina przednia, przy dokładnym wpatrzeniu się, bądź zestawieniu z całkowicie białym tłem, zdradza subtelną różowawą nutę (na zdjęciach nie bardzo to niestety widać). Bardzo lubię takie nie do końca oczywiste odcienie bieli ;-)

Brawo za morelowo-niebieską kokardkę.

Thea jest dobrej jakości i starannie uszytym biustonoszem - jedyne, na co mogłabym tu narzekać, to ciut wąskie zapięcie.

 

Dopasowanie

Tym razem zaczęłam od 36G (nie jak w przypadku ostatniego nabytku z Cleo (Minnie) - 38FF), i okazało się idealnie dopasowane. Miseczki w górnej części mają trochę luzu, gdy nie jestem wyprostowana, ale to już kwestia konstrukcji, nie rozmiaru.

 

 

Kształt

Thea daje kształt podobny do balkonetek marki Cleo dzięki podobnej konstrukcji miseczek. Biust jest mocno podniesiony (dolny kontur wznosi się stromo do góry) i zebrany z boków, profil okrągło-zadartonosy :-) Thea jest tak samo skutecznym podnośnikiem i zbieraczem, jak Minnie z Cleo.

 

 

 

Jeśli uważnie przyjrzycie się zdjęciom w ubraniu, zwłaszcza temu en face - zauważycie, że Teodora jednak prześwituje nawet spod porządnej dzianiny firmy Vippi Design. Ale mnie to nie tylko nie przeszkadza, a wręcz nawet się podoba, bo kwiatki wpisują się w folkową stylistykę całości. Dlatego chętnie ją noszę właśnie w tym zestawieniu.

 

Konstrukcja i podtrzymanie

Trzyczęściowe miseczki w kroju klasycznie brytyjsko-balkonetkowym, odmiana „w górę i do przodu”.  Pamiętacie być może, jak kiedyś tęskniłyśmy do tego, by niektóre kroje z marki Cleo przeniknęły do nieco bardziej konserwatywnej Panache - i tak się właśnie dzieje. Podobnie układa się Floris - jeśli go lubicie, Thea też powinna Was zadowolić. Thea, warto wiedzieć, wejdzie do kolekcji bazowej w kolorze całkiem czarnym (czernizna) :-)

 

 

Podtrzymanie biustu jest dla mnie jak najbardziej zadowalające, choć luźna góra miski (bardziej dostosowana do biustów pełniejszych u góry i/lub bardziej wysoko-podstawnych niż mój) sprawia, że pierś nieco faluje u góry. Luz nie rzuca się w oczy w pozycji wyprostowanej, przy zgarbieniu już tak - ale, podobnie jak w przypadku Minnie, pod ubraniem tego nie widać, i nie mam z tym problemu.

 

Wygoda

Thea jest, ku memu zaskoczeniu, wygodniejsza od Minnie - nie czuję tu w żadnym momencie napierania końcówek fiszbin na mostek. Nie należy wszelako do stuprocentowych wygodniczków, bo jednak mocno modeluje biust.

 

Do kompletu

Figi bardzo zgrabne, z przodem całym w nadruku i ukokardkowione, choć, jak zwykle, mogłyby być wyższe :-) Tył co prawda bez wzorków, za to przyjemnie lekko półprzejrzysty. Zdecydowanie pobudza kompletozę ;-)

 

 

Galeria

Zapraszam do zerknięcia, a najlepiej rozwinięcia w trybie full screen, bo Teodora z bliska jeszcze powabniej się preztentuje.

 

 

Podsumowanie

 

 

Cieszę się, że mogę endżojować kolejny z flagowych krojów Panache, obok takich przebojów, jak Jasmine czy Clara. Kolejny model, którego się obawiałam ze względu na moją niepełność u góry, i kolejny raz obawy te zostały właściwie rozwiane. Do tego przełamałam swoje opory przed białym, a przynajmniej białawym kolorem tła, jakoś przeboleję nawet te kremowe ramiaczka ;-) Bardzo mi się podoba, że precyzyjne cyfrowe nadruki w żywych kolorach tak dobrze przyjmują się w bieliźnie. I czekam, aż będziemy miały tak samo szalony wybór, jak w ubraniach, czyli nie tylko kwiatki - choć ten kwiatuszek akurat jest wybitnym przedstawicielem swojego gatunku.

 

Stylóweczka: swojskie kwiatki. Przykładnie sponsorowała firma: Panache, nie sponsorowały firmy: Vippi Design, & Other Stories 

 

Lubicie kolorowe wzory na jasnym tle, czy też wciąż należycie do nieprzekonanych? A może macie jakieś swoje propozycje zestawów z tzw. intencjonalnym prześwitem, zapewne odważniejsze niż moje nieśmiałe ledwie widzialne kwiatki? ;-)

Za zasłoną koronek, czyli Gossard: Gypsy High Apex Plunge

$
0
0

 

Jako ofiara mody uparłam się, że będę eksplorować trendy - wbrew przeszkodom, które stawiają na mej drodze rozmiar biustu oraz problemy bra-designerów. Nie jest łatwo, bo płachta czy też płachty miękkiej koronki na większym biuście działają zupełnie inaczej, niż na mało wydatnych czy wręcz minimalnych wypukłościach. Czy koronkowe trójkąty, czy też staniki takowe udające, w ogóle nadają się dla większych biustów? A może powinnam sobie odpuścić? O nie - Stanikomania nigdy nie cofa się przed eksperymentem! 

Nie weszłam jak dotąd w posiadanie prawdziwych miękkich trójkątów (basically: dwa trójkąty z koronki z doszytymi ramiączkami i tyłem), bo o ile nawet byłabym gotowa na to ekstremalne doświadczenie, o tyle nie trafiłam jeszcze na tego typu model w moim rozmiarze i możliwej do zniesienia cenie. Zwróciłam się więc w kierunku modeli nawiązujących do trendu poprzez, najczęściej, nałożenie koronkowej warstwy na bardziej klasyczny D-plusowy spód, czyli miseczki na fiszbinach. Oto więc przed Wami przedstawiciel typu plandż warstwowy ;-) będący dziełem marki Gossard. 

 

 

Gossard - Gypsy High Apex Plunge , rozmiar: UK 36FF, kolor: Mykonos Blue  [Rozmiary: 30 D-G, 32-38 A-G, cena: £32.00 £19.20, biustonosz zakupiony przez autorkę za własne nieprzymuszone funty ;-)]

 

Estetyka

Jaki on śliczny! To uroda w pierwszym rzędzie zdecydowała, że postanowiłam go zatrzymać. Po pierwsze: kolor. Odcienie tego typu są zmorą fotografów, bo bardzo się zmieniają w zależności od kontekstu i barwy oświetlenia, a także ich odbiór jest osobniczy. Dlatego niektóre z Was stwierdzą, że jest to kolor zielony, inne - że bardziej niebieski. Dla mnie przechyla się on bardziej w stronę blue. Jest to głęboki morski odcień, nie żaden tam jasny turkusik.

 

 

Bardzo, ale to bardzo żałuję, że nie udało mi się dostać szortów do kompletu w moim rozmiarze - jestem przez to biedniejsza o kolejną porcję tego cudownego koloru, po drugie - wygląda na to, że szorty te są idealnej dla mnie wysokości. Jak się zdenerwuję, to się szarpnę kiedyś na cały komplet w fiolecie

Koronka, o którą najmocniej się tu rozchodzi, bo pokrywa cały przód stanika i zarazem mojej klatki piersiowej - jest ładna, mięciutka w dotyku i satynowo błyszcząca. Satynową lamówką obszyty jest też przód ramiączek, a całościową glamurność wzmacniają złote „okucia” i zawieszka z logo na mostku.

 

 

Gypsy jest bardzo dobrej jakości, od koronki po ramiączka. Przyczepić mogłabym się jedynie do zapięcia, które rozciąga się na ciele (mimo że wcale nie jest mi ciasno). Ogólnie nie dziwię się, że regularna cena nie należy do najniższych, choć nie jest też wcale nieprzeciętnie wysoka. Są marki, które cenią się wyżej, co nie zawsze idzie w parze z jakością. Tu raczej idzie. 

 

Dopasowanie

Nauczona wcześniejszymi doświadczeniami z Gossardem (ostatni stanik z tej firmy, jaki sobie sprawiłam, to cudny Temptation) nie celowałam w ogóle w miseczkę G, a od razu w FF. Obwodowo w normie, miseczkowo w zasadzie też, aczkolwiek miałam problem z luźną zewnętrzną koronką. Dlatego postanowiłam spróbować także mniejszej miseczki - F - z nadzieją, że koronki będzie trochę mniej, a miseczka nie okaże się jeszcze tak dramatycznie za mała. Niestety taka się okazała - niskie boki wypuszczały moje piersi na wolność, a fiszbiny były za wąskie. Powróciłam więc niby córa marnotrawna do FF-ki i postanowiłam się z nią zaprzyjaźnić. 

 

 

Kształt

Szpice robi, szpice! - niektóre z Was prychną pewnie z pogardą, a mnie się ten retro-kształt podoba. Piersi są mocno podniesione i mają formę zaokrąglonych stożków. Z powodu niskich boków stanika nie są one zbierane mocno od samej pachy, ale ładnie zbliżają się do dekoltu i  tworzą przyjemną dolinkę z przodu. W sam raz do wydekoltowanej sukienki, bo mostek jest całkiem niski. W końcu to plandż. 

 

 

Sukienki nie sponsorowała brytyjska firma Wallis - w czasach, gdy miała jeszcze stacjonarne sklepy w Polsce, czyli ładnych kilka lat temu. Gypsy nie musi wyglądać z dekoltu, ale tak wygląda, gdy wygląda ;-) W bonusie: dekolt tylny. Drodzy producenci odzieży - tak się szyje tył, żeby nie zaszedł niezaplanowany przypadek underwear as outerwear.

 

Konstrukcja i podtrzymanie

Podtrzymanie biustu jest całkiem przyzwoite dzięki usztywnianym wewnętrznym miseczkom. Tył nie pracuje źle, mimo że jest  zrobiony z wiotkiej dzianinki, ale gumki skutecznie nadrabiają. Jednak widać po nim tę wiotkość, do tego dolne gumki lubią mi się wywijać (co obserwujemy na bra-selfiaku tylnym). Na podtrzymanie to nie wpływa, ale widać, że ten stanik domaga się mocniejszego tyłu, przynajmniej w moim rozmiarze. 

 

 

Byłoby stabilniej, gdyby w części między ramiączkiem a początkiem usztywnianej miseczki była kontynuwowana szersza guma z ramiączka, a nie węższa, którą wykończony jest boczny brzeg miseczki. Same ramiączka są wąskie i nie dają tak dobrej stabilności, jakiej bym oczekiwała, choć nie jest też jakoś bardzo źle pod tym względem. Powiedzmy, średnio. 

 

 

Wewnętrzny stanik jest dobrze skonstruowany, mam jednak, jak już wspomniałam, problem z marszczącą się trochę koronką. Lepiej się układa, gdy naciągnę ją rękoma lekko na boki. Przede wszystkim jednak drażni mnie, a właściwie drażniło, to puste miejsce między koronką a ciałem w rejonie początku ramiączka. Mój biust zaczyna się niżej, nie pod samymi obojczykami - dlatego nie bardzo jest czym tę przestrzeń wypełnić. Jak można by rozwiązać ten problem? Ano, obniżając miejsce, w którym zaczyna się koronka. Tylko czy w ten sposób nie powstałby zwykły obciągnięty koronką plandż, nie nawiązujący ani trochę do modnej trójkątnej formy? No właśnie.

Moja pierś obciągnięta płachtą koronki raczej nie będzie wyglądała inaczej, bo skoro pierś duża, to i płachta - spora. Moja klatka piersiowa została tu w dużym stopniu przykryta stanikiem, co wygląda optycznie ciężkawo. Co można by zrobić, by „odciążyć” optycznie ten widok? Być może zastosować rozwiązanie Ewy Michalak z crop-topu Maskarada - spód jaśniejszy od wierzchniej koronki. Podobnego pomysłu użyto np. w modelu Kiara firmy Change, który delikatnie, ale wyraźnie nawiązuje do trendu trójkątowego. Mam go we wcześniejszej wersji z koronką w czerni i czarną lamówką i bardzo lubię. A pamiętacie takie modele, jak Coco Lace marki Lulu Tout (a tak naprawdę Figleaves)? Tam z kolei lekkość nadaje przejrzysta spodnia warstwa. 

 

pol_pl_BiustonoszPLCroptopMaskarada996_33

Change_Kiara

 

Wygoda

Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie te ozdobne naszywki na ramiączkach, które nieco gryzą na brzegach. Może zmiękną z czasem?

 

Cena

Trochę się waham, jak ocenić cenę ;-) Mam na myśli regularną, bo ta wyprzedażowa jest naprawdę dobra. Z jednej strony, jak już wspomniałam wyżej, jestem zachwycona urodą tego stanika i jego naprawdę niezłą jakością, z drugiej - patrząc na ofertę w sklepach, Gypsy nie wydaje się jakiś zjawiskowy. Koronek teraz wszędzie dostatek, a obciągnięcie plandża koronką nie stanowi wielkiego designerskiego osiągu. Także lubię cię, Gossardzie, ale 25 funtów zapłaciłabym bez szemrania, a 32 byłoby mi już trudniej. 

 

Galeria

Koniecznie zerknijcie, bo szczegóły pięknie zyskują w zbliżeniach. Oraz więcej ujęć nabiustnych!

 

Gossard - Gypsy High Apex Plunge

 

Podsumowanie

Powiem szczerze - po pokonaniu początkowego oporu przed wielkimi powierzchniami koronki i nieoczekiwanymi pustymi przestrzeniami, zaczęłam Gypsy High Apex Plunge szczerze lubić właśnie za te „dziwactwa”. Ostatecznie, czy to nie tych dużych trójkątów właśnie chciałam? :-) Jak już wspomniałam w niedawnej notce o Dzidzi Piernik, nie ma lepszego sposobu na oswojenie tego czy owego kroju bądź trendu, jak przełamanie oporów i po prostu wskoczenie w niego. Po pewnym czasie przestaniemy czuć się obco, przyzwyczaiwszy się do widoku siebie w nowym stylu.

W końcu kto powiedział, że stanik ma odsłaniać większość dekoltu, koronka nie może się marszczyć, a wszystko musi leżeć płasko na skórze? 

 

 

Stylóweczka: „Wariatka z morskiej pianki”. Starannie nie sponsorowały firmy: Wallis, Gossard oraz Sokaluk Glass (polecam - piękna biżuteria i przedmioty ze szkła!).

Podsumowując, był to eksperyment wymagający oswojenia się z innym wyglądem w staniku. Innym - a czy dobrym? To już rzecz gustu, mnie się ta zabawa w chowanego za koronkowymi zasłonami całkiem spodobała. A teraz ciekawa jestem, co Wy na to powiecie. Czy nosicie trójkątne koronkowe miseczki? Jak się sprawdzają na Waszych biustach? 

Wysokie Szczyty, czyli kto nosił koronki po szyję, zanim to było modne?

$
0
0

Po recenzji Gossardowego plandża pozostanę jeszcze przez chwilę przy temacie koronki po obojczyki (trend przez niektóre z nas zwany „stanikami z golfem”). Jak wiemy, moda na tak zwane bralety szaleje, ale korzystają z niej głównie małe biusty. Ech, małe biusty zawsze były jakieś modniejsze (smuteczek)... Mały biust może swobodnie odziać się na przykład w taką oto braletkę od Ewy Bień:

 

EwaBien_braletka

[foto: Ewa Bien]

Fiszbin tu nie ma, ale konstrukcja poniżej jest ponoć wzmocniona patyczkami usztywniającymi. Bez trudu jednak znajdziemy tego typu modele bez ani jednego sztywnego elementu. 

Jeśli mały biust poszukuje mimo wszystko czegoś bardziej ustrukturyzowanego, może skusić się na taką oto Scarlet od Gorteksu (jeśli wierzyć zdjęciom, na biuście całkiem powabnie się prezentuje) - ten model ma już i  fiszbiny i gąbkowe elementy w miseczkach:

 Gorteks_scarlet_maly

[foto: Gorteks

Biusty o objętości większej niż okolice 65F mogą zasadniczo obejść się smakiem, chyba że wynajdą sobie jakiegoś niszowego twórcę szyjącego na zamówienie, lub wyskoczą z ciężkich dolarów i albo zmieszczą się w rozmiarówkę Toru & Naoko, albo obstalują sobie indywidualny rozmiar na miarę. Na przykład w modelu Thea:

 

almendra_conjunto_negro_cruzado_2_de_13_Custom_1024x1024

 [foto: Toru & Naoko]

 

Można jeszcze czekać na... wiosnę 2018, bo wtedy firma Panache planuje wypuścić na rynek prawdziwą bezdrutową braletkę na biusty do brytyjskiego G! To jednak dopiero pieśń przyszłości - na razie tylko w formie prototypu...

 

Cleo_Lyzy

 

Przykłady ślicznych i powabnych, koronkowych i tiulowych zasłonek na biusty małe i ewentualnie średnie można mnożyć, wystarczy wrzucić w Google'a słówko  bralette i już pławimy się w zwiewnym bogactwie. 

Rzecz jasna, wiemy, czego spodziewać się po staniku składającym się głównie z elastycznej koronki czy tiulu, zwłaszcza jeśli nie ma fiszbin. I albo jesteśmy gotowe na raczej luźny wygląd biustu, albo jednak wolimy więcej podtrzymania i struktury. Jeśli to ostatnie - możemy sięgnąć po modele niebędące miękkimi braletami sensu stricte , ale nawiązujące do trendu kształtem czy materiałem.

Powiecie: To Nie To Samo. Rozumiem Was doskonale i też czuję się tutaj wciąż trochę jak „brzydka siostra” przedstawicielek małobiuściastej elity modowej. Z drugiej strony, zastanówmy się - czy musimy koniecznie iść w dosłowne naśladownictwo? Uważam, że każdy trend można zaadaptować do wielu różnych potrzeb i sylwetek, a ponieważ nie jesteśmy klonami, to nasza bielizna również ma prawo się różnić.  Od tego są dobrzy projektanci, żeby dali radę zaproponować coś równie frapującego dla wszystkich grup zainteresowanych. Choć, prawdę mówiąc, nie zawsze podejmują ten trud... 

 

Stare koronki

Co zatem możesz zrobić, jeśli tęskno ci do estetyki koronkowej zasłonki? Otóż dawno, dawno temu, tak dawno, że być może nie pamiętasz, wymyślono styl, który dziś w sklepach nazywają high apex bra , czyli staniki z wysokim szczytem, a kiedyś nikt chyba nie zawracał sobie głowy nazywaniem ich jakkolwiek. Ta koronka zaczynająca się na ramiączku tuż poniżej ramienia była dla mnie niegdyś równoznacza ze staroświeckim, babcinym stylem, i na pewno nie kojarzyła się z niczym modnym. Teraz patrzę na nią trochę innym okiem :-) 

No więc ten trendowy koronkowiec, którego widzicie niżej to...  tadaam! Triumph Amourette.

 TriumphAmourette

[foto: figleaves.com]

Ten model jest chyba tylko trochę młodszy od wiekowej Doreen, w każdym razie ja pamiętam go z czasów bieliźnianego średniowiecza. Oczywiście nie namawiam Was przesadnie do noszenia Triumpha - nie podejrzewam tego modelu o dobre kształtowanie biustu, a rozmiarówka jest mi bliżej nieznana (nie mam pojęcia, czy podane w Figleaves rozmiary misek tego modelu są brytyjskie czy europejskie, na oko podejrzewam te drugie, a obwody zaczynają się dopiero od 32, czyli naszego 70).

Chciałam tylko zauważyć, że chcąc zakoronkować się po szyję być może warto zwrócić uwagę właśnie na te starsze, trochę zapomniane modele. 

Nawiasem mówiąc, Amourette ma też wersję... half-cupową, ale nie będę jej tu pokazywać, ponieważ jej rozmiarówka jest haniebna. 

A oto proszę - chyba również mocno zasłużony już Charnos Superfit (rozmiary do FF - to też relikt epoki marnych rozmiarówek): 

 

CharnosSuperfit

[foto: figleaves.com]

A oto nieco bardziej współczesny (do G) model Cherub tej samej marki, niektórym stanikomaniaczkom zapewne znany. 

 

Charnos_Cherub

 [foto: figleaves.com]

Na deser - specyficzny model wymyślony przez Gorteks dla większych biustów. To też Scarlet - tylko trochę inna (do H). Dół miseczek jest usztywniony. Wygląda, powiedziałabym, eksperymentalnie, ale myślę, że może mieć swoje zwolenniczki zwłaszcza wśród posiadaczek biustów lżejszych niż mój (bo koronki są rozciągliwe). 

 

 

Co sądzicie o takim pomyśle firmy @gortekslingerie? ��Nazywa się Scarlet ❤️i daje wrażenie trochę rozstawionego biustu i szpiców, ale profil wbrew pozorom jest całkowicie okrągły. Trochę za wysoko idzie pod pachy ta koronka, ale daje się przeżyć. Nawet mi się podoba ta retro-braletkowata stylistyka. Rozmiar: 85H / The Scarlet by Gorteks Lingerie - it looks like it's giving me a little east-west and pointy shape but the profile is nice and round. The lace at the sides goes a bit too high up the armpits but it is tolerable. I kind of like this "bralette-ish" and retro style. Size: 85H. What do you think? #lingeriefashion#red#redlingerie#polskamarka#dobrebopolskie#instalingerie#polishlingerie#polishbras#biustonosz#biustysąróżne#bielizna#lingerie#lingerieblogger#braselfie#curvy#plussize#bodypositive#lacebra

A post shared by Stanikomania (@stanikomania) on Jun 1, 2017 at 10:43am PDT

 

Takich modeli na pewno znajdziecie znacznie więcej. Nasze babcie lubiły koronki :-) Oczywiście, część z Was pewnie teraz powie: miały być trendowe bralety dla dużych biustów, a to są zwykłe koronkowe staniki. No i w sumie, macie rację. 

 

Współczesne warstwy

Drugim kierunkiem, w którym może zwrócić się poszukiwaczka koronek i trójkątowatych form, są modele zbudowane na zasadzie warstwowej. Te nęcą mnie dodatkowo swoją przemyślną budową. Optycznie sugeruje ona niekiedy podwieszenie piersi na koronkowych pasach. Pod warstwą koronki lub innego materiału (na przykład tiulu z haftem lub bez) znajdują się normalnie skonstruowane miseczki.

Jak już wiecie, oczarował mnie ostatnio Gossard Gypsy (A-G) - oto wymarzona przeze mnie wersja fioletowa, koniecznie z wysokimi szortami:

Gosard_HighApex_purple Gosard_HighApex_purple_szorty

[foto: Gossard]

W podobnym stylu jest model Refined Glamour marki Wonderbra (D-G) który można nabyć w Bravissimo. To też plandż :-) 

 

WonderbraRefined

[foto: Bravissimo]

 

Koronka może pokrywać całe miseczki, jak w powyższych plunge'ach, albo nie - wówczas zasłonięte są boki, tak jak w modelach własnej marki sklepu Figleaves. Kiedyś recenzowałam dla Was model Coco Lace w pięknym sosnowym kolorze. Miseczki tego modelu były w całości miękkie: 

 

LuluToutCocoLace

 

Dziś Listki Figowe niestety nie proponują już niczego w pełni miękkiego w tym stylu :-( Wymyśliły za to wersję usztywnianą - High Apex Padded Bra (B-G):

 

Figleaves_high_apex_padded

[foto: figleaves.com

Tutaj już wewnętrzne miski mocniej wyglądają na zewnątrz, a koronkowe „podwieszenia” są węższe. Daje to większą optyczną lekkość, choć mocniej odbiega od pierwotnej braletkowej inspiracji. Jeśli ktosia nie ma ochoty na czerń - kolorów jest więcej, a ceny bardzo przystępne. Oto np. wersja szmaragd-amarant:

 

 

Figleaves_high_apex_padded_green1

[foto: figleaves.com]

 

Pełnię warstwowości prezentuje Ewa Michalak, o której projekcie Maskarada już wspominałam w poprzedniej notce:

 

pol_pl_BiustonoszPLCroptopMaskarada996_331

 

Underwear as outerwear

Rzecz jasna, wszystkim podanym powyżej przykładom brakuje jednej cechy, która stoi u źródeł mody na bralety. Jakiej? Ano, istnieje założenie, że niektóre z nas będą naśladować modelki ze światowych wybiegów i nosić tego typu stanik zamiast topu - choćby pod żakiet, czy jakiś zwiewny topik, który tylko ledwie go przykryje. Braletka, pozostając stanikiem, naśladuje bluzkę. Stąd to wydłużenie miseczek-trójkątów w górę, czy pasa biustonosza w dół. Tej ostatniej cechy zwłaszcza nie uświadczymy w zwykłych „nietrendy” stanikach. Zamiast braletek musimy więc albo zadowolić się dotychczas noszonymi przez nas półgorsetami ( longline ), albo - jeśli nie boimy się głębszego dekoltu - sięgnąć po taką oto nową propozycję Bravissimo - Harper Bralette (D-GG). 

 

BravissimoHarper

[foto: Bravissimo]

Jeśli jednak nie nęcą nas niebieskie odcienie, możemy poczekać na zozapowiadany na tegoroczną jesień model marki Freya - Soirée Lace Bralette:

 

SoireeLace_bralette

[foto: Freya

A co jeśli wcale nie kusi nas chwalenie się bielizną ani nie mamy obsesji trójkątów, a po prostu lubimy koronki? My, konserwy, zawsze możemy ustroić się na przykład w Clarę od Panache (albo w Andorrę , jak komu pasuje) (D-J) ;-) Warto pamiętać, że to nie braletki „wymyśliły” koronkę ;-) 

 

Clara_blackruby_01_b1

 

Na zakończenie najpiękniejszy miękki model braletowaty, jaki wpadł mi w oko - z naszego Avocado. Oto tajemniczy (albo tajemnicza) Skin

 

AvocadoSkin

 [foto: Avocado]

 

Lenistwo projektantów

Wyszukać cokolwiek w warunkach niedostatku - taka myśl towarzyszyła mi cały czas przy tworzeniu tego wpisu. Modele, które mogłyby ewentualnie pretendować do nazwy braletki dla D+, znalazły się w nim właściwie dwa, i to nie różniące się wiele od klasycznych longline'ów, które już dobrze znamy (również w koronkowym wydaniu). No, mogłam jeszcze wrzucić tu braletkę Freya Fancies, ale jakoś nie umiem traktować serio rozmiarówki XS-XL.  

Pytam więc, gdzie te innowacyjne pomysły projektantów? Gdzie niezwykłe, warstwowe, piętrowe konstrukcje, gdzie kreatywne hybrydy topu i koronkowego biustonosza dla dużego biustu? Tu już naprawdę n i e wierzę, że się nie da -  bo i niby dlaczego? Nie musimy przecież odrzucać drutów czy usztywnień, by stworzyć tego typu produkt. Rozwiązania są - wystarczy z nich skorzystać. Projektanci się zwyczajnie, proszę Was, lenią. A może to firmy znowu nie chcą inwestować w większe rozmiary? Nie wiem, co bardziej karygodne.

A teraz - wiedząc, że pokazałam niewiele przykładów, czekam na Wasze propozycje. Czy słusznie narzekam?  Czy znacie inne ciekawe modele nawiązujące do trendu braletkowego? Mile widziane szczególnie duże zakresy rozmiarów! A może w ogóle Was ten trend „nie bierze”? :-)  

Mam niebraletkowy biust - i co teraz?

$
0
0

ImpishLeeSpring17

Impish Lee - model z kolekcji Wiosna 2017 - rozmiary 28-40 A-J - szyte na zamówienie [foto: Impish Lee] 

 

Wahałam się, czy przynudzać Wam braletkowym tematem w kolejnym wpisie pod rząd - ale tak już mam, że jak o czymś myślę, to muszę o tym pogadać :-) A stanikomaniaczki są niezawodne jeśli chodzi o rozmowy na tematy związane z bielizną i ciałem. I jak zwykle - to Wy mnie zainspirowałyście.

Jedna z Was podrzuciła mi na fejsie link do recenzji braletki firmy Impish Lee uszytej dla dużego biustu (jest to firma oferująca szycie wg indywidualnego projektu klientki - fajna sprawa, tylko droga), i tak po nitce do kłębka dotarłam do artykułu Holly Jackson pod wiele mówiącym tytułem „Czy trend braletkowy zdradził kobiety?” Wydaje mi się, że ten tekst już kiedyś obił mi się o oczy, ale jako spóźniona ofiara mody nie zwróciłam na niego uwagi. Teraz zapalił mi w głowie alarmową lampkę. 

 

Braletki to raj dla firm

Ja Wam tu narzekam na niedostatek braletek czy braletkopodobnych produktów dla większego biustu, tymczasem biuściastym grozi dużo większe niebezpieczeństwo, niż tylko prosty brak możliwości podłączenia się do trendu. O tym za chwilę, a na początek wyobraźcie sobie, w jakiej sytuacji jest sklep sprzedający klasyczne biustonosze. Chcąc objąć swoją ofertą jak największy rozstrzał kllientek, musi mieć na stanie kilkadziesiąt różnych rozmiarów.

A w przypadku braletek? Nader często są to rozciągliwe bra-topiki w rozmiarach S-XL, czy produkty niewiele od nich odbiegające. Jak łatwo policzyć - daje to 4 rozmiary zamiast 40. Odpada więc znacza część inwestycji w towar. Praktycznie odpada także brafitting - bo ileż można się zastanawiać, czy lepiej pasuje nam rozmiar M czy L. 

 

FreyaFanciesBralette

Freya Fancies Bralette - rozmiary XS-XL [foto: Freya] 

 

Dla firmy produkującej staniki - przerzucenie się na braletki oznacza niesamowitą redukcję kosztów. Opracowanie konstrukcji na fiszbinach, której zadaniem jest podtrzymanie, wymaga znacznie większych nakładów pracy konstruktora oraz starannego dobierania materiałów. Rozciągliwa dzianina czy koronka rozwiązuje problem dopasowania do wielu kombinacji podbiuście-biust. To fantastyczna sytuacja dla firmy. Czy jednak na pewno skorzystają na tym klientki? 

Opłacalność braletki może spowodować, że wiele firm przerzuci nakłady w tym kierunku , a co za tym idzie, zmniejszy inwestycje na produkcję i rozwój klasycznych podtrzymujących staników na fiszbinach. To może oznaczać stagnację w dziedzinie konstrukcji, mniej innowacji w dziedzinie materiałów, mniej ciekawych projektów. Mimo całego entuzjazmu dla braletkowego trendu, taki rozwój sytuacji brzmi dla mnie jak koszmar. 

 

Małe biusty wolą bez drutu

Za co pokochałam trend braletkowy, bezfiszbinowy i ogólnie luzacki? Po pierwsze, za to, że jest fantastyczny dla małobiuściastych. Oznacza zdjęcie z nich mnóstwa problemów, jakie stwarzają próby dopasowania miseczek na fiszbinach do małego i bardzo małego biustu. Małobiuściaste mają gorzej w tej dziedzinie - dlaczego, przeczytacie tutaj.

Dla małobiuściastych braletka oznacza koniec presji optycznego powiększania biustu, koniec push-upów, gąbek i wkładek. Nasza biu-estetyka przesunie się w stronę akceptacji naturalnego kształtu i rozmiaru. Masz nieduży biust? To super, w koronkowych trójkątach będzie on wyglądał przepięknie. Jestem całym sercem za tym, by każda małobiuściasta mogła dać sobie spokój z drutami wpijającymi się w żebra, które w niczym nie ułatwiają jej życia, a jedynie służą nadbudowaniu na piersiach jakiejś powiększającej konstrukcji. Żeby nie czuła przymusu, by spędzać życie na brafittingowych forach i w brafittingowych sklepach, w poszukiwaniu tego prawidłowego rozmiaru i tej odpowiedniej konstrukcji. 

 

LePetitTrou

Le Petit Trou - Marion, rozmiary: S-L [foto: Le Petit Trou] 

 

Czy duży biust chce wisieć?

Jako bardziej-biuściasta, pokochałam braletkowy trend za akceptację naturalnego kształtu biustu. No bo skoro niezbyt podnosimy i zbieramy, to znaczy, że nasz biust jest dobry taki, jaki jest. Zasadniczo się z tym zgadzam. Każdy biust jest OK w swojej naturalnej formie. Pytanie, czy zawsze chcemy w takiej formie go nosić? Czy na pewno wygodniej nam bez podnoszenia i podtrzymywania?

Jak zwykle, odpowiedź brzmi: to zależy od sytuacji. O ile jestem całym sercem za prawem do naturalnego zwisu, o tyle uważam, że nie mamy prawa nikogo do niego zmuszać. Po pierwsze: w przypadku dużego biustu, biustu o luźnej formie - stan podtrzymany może być dużo wygodniejszy od niepodtrzymanego. Jeśli jesteś właścicielką niedużych piersi, możesz nie być tego świadoma - ale tak jest.

Duża pierś waży konkretne kilogramy - zwisa, zakrywając skórę pod spodem (gorąco!), kołysze się przy każdym ruchu, podskakuje przy bieganiu (boli!). Wiele biuściastych zamiast przesiąść się w braletki zdedydowanie wolałoby, by zasoby przemysłu bieliźnianego kierowały się w stronę opracowywania coraz lepiej podtrzymujących staników o przemyślanej konstrukcji - nie wiotkich kawałków materiału, choćby były najpiękniejsze i najmodniejsze. 

Czy obecność podtrzymującej konstrukcji wyklucza wygodę? Absolutnie nie musi, i bra-przemysł powinien nie ustawać w poszukiwaniach idealnej kombinacji wygody i podtrzymania.

 

ToruAndNaoko_London

Toru & Naoko, kolekcja London Calling, rozmiary: XS-XXL (lub szycie na miarę) [foto: Toru & Naoko]

 

Ciałopozytywność - a co jeśli to mrzonka?

Jak wspomniałam wyżej - braletki wiążą się dla mnie z ciałopozytywnością, i tak też są marketowane przez BRAnżę. To bardzo chwytliwe hasło - w dodatku bliskie memu sercu. Bądź ciałopozywna, pokochaj swój biust - kup braletkę, a najlepiej dużo, dużo braletek! Uwielbiamy twoje ciało, a jeszcze bardziej uwielbiamy twoje pieniądze. 

O ile ciałopozytywny przekaz to świetna sprawa i nie mam o niego do marketerów pretensji (może uda im się zmienić świat na trochę lepszy dla naszych ciał?), o tyle jednak wciąż żyjemy w innej rzeczywistości niż byśmy chciały. W rzeczywistości, w której cały czas rządzi biust sterczący i okrągły. Da radę zaprosić do niej także ten mało wydatny, ale wciąż sterczący. A ten duży i wiszący? No chyba cały czas nie bardzo.

Jest mi z tym źle, oczywiście, i uważam, że świat byłby lepszy, gdyby duży i wiszący biust był widokiem akceptowanym i normalnym. Trudno mi jednak wymagać od kobiet, by nagle zaczęły czuć się swobodnie w sytuacjach publicznych z niepodtrzymanym biustem. Nie powiem idącej na oficjalne spotkanie biuściastej, żeby pod białą biurową bluzkę włożyła sobie koronkowego braleta. O ile sama może kochać swój biust - czy ma obowiązek już teraz czuć się z nim OK wśród obcych ludzi?

 

GorseniaHipnoticMistique

 Gorsenia - modele z kolekcji Be Glamour. Biustonosze są na fiszbinach - mimo to rozmiarówka to S-XL. [foto: Gorsenia]

 

Czy grozi nam powtórka z namiotów w brudnym beżu? 

Wyobraźnia podpowiada mi taki oto czarny scenariusz: sklepy z bielizną zalewają fantazyjne, kolorowe, luksusowe braletki, a gdzieś w kącie stoi stojak ze staroświeckimi fiszbinowymi stanikami dla tych nienormalnych, wielkich biustów, które nie mogą nosić braletek. W nieśmiertelnym kolorze brudnego beżu, rzecz jasna. W modzie jest bowiem tylko braletkowy biust - sterczący, samonośny i niezbyt duży. Marzy o nim każda kobieta, a kliniki chirurgii plastycznej przeżywają oblężenie - redukcja biustu staje się najpopularniejszym zabiegiem. Chyba skądś już znamy ten kierunek... 

 

baba1

Obrazek: artykuł „Nie! namiotom w brudnym beżu”, „Wysokie Obcasy”, 17 marca 2008

 

Mam nadzieję, że to tylko czarna wizja, która się nie ziści i że przemysł bieliźniany nie pójdzie w tę stronę. Że nadal będzie brał pod uwagę prawdziwe potrzeby kobiet, nie tylko kreował opłacalne dla siebie trendy. Mam nadzieję, że każda z nas bedzie miała możliwość, by nosić swój biust tak, jak chce: podtrzymany albo nie, z drutem albo bez, w braletce albo staniku na fiszbinach. W końcu to stanik jest dla biustu, nie odwrotnie.

Jak sądzicie - jest się czego obawiać, czy nie?  A może już wkrótce wejdziemy w ciekawszą erę post-braletkową, w której nasz wybór się tylko powiększy, i nastąpi absolutna wolność? 

Fiszbiny do lamusa, biust na kratownice? Innowacje w konstrukcji staników

$
0
0

TrusstLingerie

Obaliłyśmy Fiszbiny! Foto: Trusst Lingerie

Idea pozbycia się drutów ze stanika zyskuje coraz więcej zwolenniczek. Propagatorki bezfiszbinowych braletów zwykle koncentrują się na kwestiach wyglądu i podnoszą argument ciałopozytywności. Wróćmy do naturalnego, niewymodelowanego przez sztywne konstrukcje, prawdziwego kobiecego biustu! - nawołują. Tymczasem punkt widzenia zależy tu od punktu siedzenia, a dokładniej - od miejsca w tabeli rozmiarów. Dla większych biustów w idei stanika nie chodzi tylko o modny kształt. „Wolność od stanika” dla biuściastych może oznaczać opadanie biustu na brzuch, kołysanie się i bolesne podskakiwanie przy mocniejszych ruchach. Na te problemy odpowiedzią jest dobrze dobrany biustonosz. 

Tradycyjny stanik w postaci miseczek na drucie ma jednak wady, do których należą uciskające fiszbiny. Część problemu eliminuje odpowiednie dobranie stanika: po pierwsze - właściwy rozmiar, po drugie - konstrukcja i kształt drutów dostosowane do konkretnych piersi. Ale nawet dobrze dobrane miski nie uwalniają nas całkowicie od naporu drutów, tym większego, że skoncentrowanego na niewielkiej powierzchni. Im cięższy biust, tym siły działające w punktach podparcia stanika są większe i większa spowodowana tym niewygoda. Nie uważacie, że to dziwne, że wynalazek, który liczy sobie przeszło 100 lat, tak niewiele się dotąd zmienił?   Podjęto jednak  nieliczne próby eliminacji tradycyjnych drutów, którym warto się przyjrzeć. Łączy je idea: nie pozbywamy się „szkieletu” ze stanika, ale zastępujemy fiszbiny czymś lepszym.  

 

Skrzydełka tortur

Najstarsze stanikomaniaczki być może pamiętają dziwaczny model brytyjskiej marki Charnos. Ja wolałabym o nim zapomnieć, ale skoro już przyglądamy się innowacjom - pominąć go nie wypada. Model Bioform powstał w 2000 roku i różnił się od zwykłego stanika tym, że zawierał dodatkowe boczne usztywnienia w postaci plastikowych skrzydełek w miseczkach, mających poprawiać podtrzymanie i zebranie biustu.

 

charnosB001L

Charnos - Bioform. Foto: Lawton's Lingerie

 

Zdaje się, że Bioform nie odniósł rynkowego sukcesu. Udało mi się przymierzyć ten produkt w kilka lat po jego wypuszczeniu w świat - był to najbardziej niewygodny stanik, jaki miałam na sobie w życiu. Plastikowe elementy gniotły boki moich piersi i nie pozwalały o sobie zapomnieć. Nie byłam odosobniona w swoich odczuciach - testerki podzielały moje wrażenia. Wniosek? Coś tu zawiodło, może pierwotna koncepcja, może szczegóły jej urzeczywistnienia. Krótko mówiąc: porażka.   

 

Piersi na półce

Półka na wspornikach to pierwsza analogia, jaka przyszła mi do głowy, gdy rzucił mi się w oczy wynalazek firmy Trusst Lingerie z USA. O co chodzi? Dwie inżynierki z miasta Pittsburgh rok temu postanowiły stworzyć dobrze podtrzymujący biustonosz, który dla odmiany byłby wygodny. W tym celu wymyśliły, że zamiast drutów zastosują elementy wspierajace piersi od dołu , o dużo bardziej skomplikowanym kształcie niż zwykłe fiszbiny - a to w celu rozłożenia ciężaru. Swoją markę nazwały Trusst, czyli kombinacją słów trust (zaufanie) i truss (kratownica - element konstrukcyjny stosowany w budowie mostów, który umożliwia podparcie większego ciężaru tak, by obciążenie było rozłożone, nie zaś skupiało się w kilku punktach). 

 

marjory_pretty

Trusst Lingerie - Marjory (Foto: Trusst Lingerie)

 

suzanne_pretty

Truss Lingerie - Suzanne (Foto: Trusst Lingerie)

 

Laura West i Sophie Berman wspomagały się w tworzeniu swojego dzieła, które nazwały BAST (Breast Advanced Support Technology) technologią druku 3D, która pozwoliła im na szybkie opracowywanie i testowanie prototypów. 

 

Trusst

 

Różnice między tradycyjnymi fiszbinami a BAST firmy Trusst Lingerie (Rysunki: Trusst Lingerie)

Zwróćcie uwagę na przekrój - wypisz, wymaluj półka na wsporniku, za to wymodelowana do kształtu piersi. 

 

Czy dobry rozmiar nie wystarczy?

Moją pierwszą myśą na widok tego wynalazku było: czy kobietom w USA naprawdę nie wystarczy upowszechnienie przyzwoitego brafittingu i dostępność wszystkich rozmiarów? Po co te dziwne wymysły, kiedy starczyłby po prostu porządnie dobrany stanik? Jak wiemy, brafitting w USA wciąż nie jest powszechny, choć sytuacja zapewne zacznie się zmieniać dzięki niedawnemu wejściu brytyjskiej sieci Bravissimo na rynek amerykański. Przeciętna biuściasta Amerykanka jednak boryka się z tymi samymi problemami, które my w naszym kraju przerabiałyśmy ok. 10 lat temu. 

Dziewczyny z Pittsburgha jednak wiedzą, o co chodzi z brafittingiem, o czym świadczy fittingowy dział na stronie ich firmy. Twierdzą jednak, że udało im się stworzyć coś wygodniejszego nawet od właściwie dopasowanych drutów. 

Z początku byłam bardzo sceptyczna - system ten najpierw skojarzył mi się ze skrzydełkami tortur Charnosa, a następnie z Ultimate Straplesem marki Wonderbra i umieszczoną w nim plastikową konstrukcją. Usztywniacz z Wonderbra powoduje, że co prawda mogę przebywać w tym modelu w pozycji stojącej, jednak gdy usiądę, plastikowa rama przedłużona w dół uciska mi żołądek.

 

WONDERBRA_031U_150_01

 

Wonderbra Ultimate Strapless (Foto: Wonderbra)

 Ponieważ jednak wiem, że spora część biuściastych chwali sobie tego straplessa i część dolna im nie przeszkadza, doszłam do wniosku, że może jednak coś w tym jest. 

 

Nie dla anty-drucianych

Moją ciekawość ostatecznie zaspokoiła recenzja z bloga „A Sophisticated Pair” . Autorka, Erica (nosi rozmiar UK 36GG) od 2011 roku prowadzi salon z bielizną m.in. brytyjskich marek, współpracowała nawet z naszym Comeximem - więc jej opinii raczej można ufać. Erica pisze co prawda, że Trussty nie są dobrą propozycją dla klientek nietolerujacych fiszbin, bo sztywny element jednak opiera się na ciele i wywiera na nie nacisk. Natomiast kobiety noszące staniki na fiszbinach mogą docenić zarówno lepsze podtrzymanie, jak i wygodę. Dodam od siebie, że na pewno nie będą skarżyły się na wbijające się końcówki fiszbin na mostku, ponieważ staniki te nie przylegają do mostka. Autorka recenzji twierdzi jednak, że mimo to piersi są rozdzielone i nie tworzą monolitu. Pisze też, że w testowanym przez nią modelu jest jej wygodniej niż w innych, klasycznych stanikach.  

Oto jej recenzja w formie wideo: 

 

 

Biustonosze te dają kontrowersyjną w naszych kręgach rozstawioną formę biustu . Myślę, że przeciętnej polskiej biuściastej z tego właśnie powodu produkt ten by się nie spodobał. Mogłyby docenić go jednak te z nas, którym bardziej zależy na wygodzie oraz posiadaczki bardzo ciężkich piersi szukające alternatywnych sposobów na rozłożenie obciążeń. Trussty mają też szerokie tyły (jeden z modeli nawet pięciohaftkowy) oraz solidne, wyściełane ramiączka, które przypominają mi trochę modele sportowe. 

 

Screen_Shot_20170720_at_18.05.13

@trusstlingerie na Instagramie

 

Rozmiarówka jest trochę tajemnicza - wymierzyłam się dokładnie według wskazówek na stronie i kalkulator podał mi rozmiar 36G - taki, jaki noszę w brytyjskich markach, natomiast przelicznik rozmiarów na stronie i doświadczenia „A Sophisticated Pair” wskazują, że powinnam chyba wybrać I. Nie wiem, jak to rozstrzygnąć, ale jeśli przyjmiemy, że J w Trusst jest rzeczywiście odpowiednikiem GG, to zakres rozmiarów miseczek imponujący nie jest. 

 

Screen_Shot_20170720_at_16.22.09

Zakres rozmiarów biustonoszy Trusst Lingerie

 

Nieświadomość i niedosyt

Pewnie nie wypróbuję tej eksperymentalnej marki - brak opcji wysyłki poza US i osiemdziesięciodolarowa cena wybitnie do tego nie zachęcają. Zniechęca mnie też kształt biustu, niezbyt wyszukany design oraz obawa, że wsporniki gniotłyby mnie w brzuch i wcale nie byłoby tak wygodnie...

Przede wszystkim jednak, podobnie jak twórczynie marki, mam niedosyt różnych projektów tego typu. Czemu nikt do tej pory nie próbował szukać alternatywy dla drutów? „Czułam się, jakbym wiecznie szukała czegoś, co nie istnieje. Kobiety w ogóle nie rozmawiają o tym, że mają jakieś problemy z biustonoszami” - powiedziała Laura West w wywiadzie dla magazynu „Bustle” . Wydaje się, że kłopoty z podtrzymaniem dużego biustu rozumieją tylko same zainteresowane. Ta nieświadomość jest dużym hamulcem dla innowacji. „Najtrudniejsze było sprawienie, by ludzie niemający takich problemów zrozumieli ich wagę” - dodaje Sophie Berman, wyjaśniając, że zdobycie funduszy na rozwój firmy w świecie, w którym większość inwestorów stanowią mężczyźni, jest w przypadku tego typu wynalazków szczególnie trudne. Dlatego zresztą pittsburżanki zrealizowały wideo, którego bohaterami są panowie - o tym, jak to jest, gdy nosisz przed sobą dwa melony. „Czy nie można by wymyślić czegoś wygodniejszego?” - pyta jeden z nich. 

 

 

Czy czeka nas w najbliższej przyszłości rewolucja w bra-designie? Być może - duże nadzieje pokładam w rozwijajacych się wciąż technologiach produkcji materiałów. Czy tradycyjne druty zastąpi innego typu konstrukcja podtrzymująca? A może jakiś nowy,  sztywny, a jednocześnie elastyczny materiał? Mam nadzieję, że prawdziwe potrzeby kobiet w dziedzinie „noszenia biustu” będą zauważane i zaspokajane przez zdolnych i odważnych innowatorów. A zwłaszcza - innowatorki. 

A może Wy znacie inne niecodzienne pomysły na podtrzymanie piersi bez drutu?


Olśnij biustem naturalnym, czyli Gossard Glossies

$
0
0

Przepraszam za nadprogramową „ozdobę” w postaci naklejek na brodawki - bez nich wyglądam lepiej ;-) Ale obawiam się, że musiałabym wtedy przenieść blog do kategorii „dla dorosłych” :-( 

 

Zawsze myślałam, że Gossard Glossies to coś dla małych biustów - ta kolekcja przejrzystych miękkusów w różnych kolorach powstała pierwotnie dla rozmiarów z klasycznego zakresu do D. Gdy firma zaczęła produkować Błyszczaki do G - długo nie wierzyłam, że model ten może mieć sens w moim rozmiarze. Niedawno jednak oczy uciekły mi do tej pięknej magenty i stwierdziłam: raz kozie śmierć, dam mu szansę - i dałam.

Jeszcze słówko przypomnienia, kto zacz Gossard. To marka brytyjska (dostępna w Polsce) o długiej tradycji (sięgającej początków dwudziestego wieku), ale młodym wizerunku i bardzo pro-dekoltowa, bo jej głównym produktem są usztywniane plandże. Zakres rozmiarów kończy się niestety na brytyjskiej miseczce G. Ceny są umiarkowane, a jakość i uroda produktów - bardzo na plus. Wracam do Gossardów rzadko, ale wracam. To mój pierwszy eksperyment z miękkim modelem i pierwszy raz z Glossies.

Co ciekawe, jest to model historyczny - został wprowadzony po raz pierwszy w latach 70. XX wieku i reklamowany jako najlżejszy na rynku biustonosz, z miseczkami jak druga skóra, prowokacyjnie przejrzystymi - alternatywa dla grubych materiałów odrzucanych przez wyzwolone kobiety o feministycznych poglądach. Czy współczesna feministka też skusi się na Glossies? Jestem jednym z żywych dowodów ;-) 

Gossard - Glossies Moulded Bra , rozmiar: 36FF, kolor: purple cactus  [Rozmiary miseczek: A-G, obwody: 30-38, cena: £26.00-£29.00; stanik nabyłam drogą kupna za pieniądze na Brastopie]

 

 

 

Estetyka

Błyszczak to model specyficzny i z tego co wiem, wywołuje skrajne reakcje. Narzekające twierdzą, że wygląda jak rajstopy. Rzeczywiście materiał miseczek może przypominać błyszczące rajty ;-) ale mnie jakoś nie przeszkadza to skojarzenie. Bardzo mi się podoba i przejrzystość, i gładkość, i połysk. Nie znam drugiego takiego modelu. W sumie zawsze chciałam go wypróbować, ale zraziła mnie zasłyszana gdzieś informacja o elastycznych miseczkach - tymczasem model ten ma miseczki nierozciągliwe - skojarzenie z rajstopami jest tu czysto wizualne ;-) 

 

 

Tył pokrywa ten sam tiul, co przód - co ciekawe, skrzydełka mają bezszwowo wykończoną część dolną (gumka jest wszyta w środek), podobnie jak miseczki - na zewnątrz nie widać szwów łączących kanaliki fiszbin z miską. Całość ma minimalistyczno-futurystyczny klimat.

Glossies powstał już w wielu kolorach - oprócz bazowej czerni i beżu mamy np. kobaltowy niebieski, różowy, czerwony. Mnie najbardziej urzekł purple cactus :-) Na sklepowych zdjęciach potrafi wyglądać bardziej fioletowo niż w rzeczywistości. W realu jest to klasyczna magenta, amarant, nie fiolet, ale i nie róż.

 

Zdjęcie samego biustonosza ze strony Gossarda - kolor jest bardziej fioletowy niż naprawdę. Bardziej wiernie wygląda na zdjęciu z modelką.

 

 

Trudno się rozpisywać o tak oszczędnym designie, ale warto zwrócić uwagę na „pęknięcie” u góry mostka (dekolt tego modelu sięga niżej niż fiszbiny na środku). Boczne slingi w miseczkach nie przeszkadzają mi estetycznie. Zdaje się, że w mniejszych rozmiarach ich nie ma. Podoba mi się złote logo na boku (szkoda, że pozostałe metalowe elementy nie są złote). Ramiączka są ładne, zapięcie dobrej jakości. 

 

 

 

Dopasowanie

Rozmiar 36G był zdecydowanie za duży, musiałam więc wymienić na 36FF. Tu miseczki są w normie, obwód raczej luźny, ale nie potrzebuję już mniejszego rozmiaru. Podsumowując - dużomiskowiec i luzak.

 

 

 

Kształt

Jako rzeczniczka równouprawnienia kształtów powinnam może ocenić go wyżej. Trzeba powiedzieć szczerze: nie jest to stanik modelujący piersi w podniesione i zebrane kulki. Podnosi i zbiera dość słabo, co możemy ładnie nazwać zachowaniem naturalnego kształtu biustu :-) A mniej ładnie - że nic z biustem nie robi (co jest jednak przesadą). Trochę przy tym spłaszcza. Ale jak dla mnie, do codziennych zastosowań, gdy nie zamierzamy nikogo olśnić profilem ani dekoltem, jest OK. Umożliwia za to czarowanie przezroczystością. 

 

 

Konstrukcja i podtrzymanie

O konstrukcji wiele powiedzieć się nie da, ponieważ miseczki są modelowane termicznie i bezszwowe. To pierwszy model tego typu, jaki posiadam - tj. o nieusztywnianych bezszwowych miskach. Daje to bez wątpienia komfort na dwóch poziomach: nie odznacza się pod ubraniem i jest wygodne dla piersi, na które nie wywiera specjalnych nacisków. Napisałam wcześniej, że miseczki są nieelastyczne - nie jest to do końca prawdą, ponieważ materiał rozciąga się ciut w poziomie. W pionie jest bardziej stabilny, choć nie tak, jak laminowane dzianiny najlepszych biusto-podnośników ;-) Boczne slingi są raczej stabilne i na pewno poprawiają kształt, ograniczając pływanie biustu na boki, choć wiele tutaj zdziałać nie mogą. 

 

 

Fiszbiny mają normalną jak dla mnie szerokość. Konstrukcja dołu jest lekka, tj. bandless (co zwiemy potocznie wiszącymi fiszbinami, fiszbinami nie wbudowanymi w obwód, lub bardziej fachowo - konstrukcją bez bawetu). Daje to lekkość optyczną, ale trochę zawsze pogarsza podtrzymanie. 

 

 

Wszystko to nie znaczy bynajmniej, że Glossies nie trzyma - biust jest podtrzymywany ze standardową mocą, jak w przeciętnym staniku, dlatego wystawiam mu ocenę dobrą.  

 

Wygoda

Obawiałam się bardzo braku dolnej taśmy, i jak się okazało, częściowo słusznie. Nie wiem, od czego to zależy, ale Glossies czasem piłuje mnie dołem w ciało, a czasem nie. Nie rozumiem, dlaczego nie ;-) Kiedy mam z nim problem - uwiera mnie nie tyle dół mostka, co dół fiszbin. Kanaliki w tym miejscu wywijają się notorycznie na zewnątrz i potrafią gnieść. Ciekawe, że na kilkanaście założeń tylko dwa razy miałam ochotę go po paru godzinach zdjąć. Dlatego też nie odesłałam go od razu po przymiarce ;-) 

 

Dół miseczki w stanie spoczynku

 

Dół miseczki z wywiniętym na zewnątrz kanalikiem fiszbiny - tak właśnie dzieje się w trakcie noszenia

 

Jeśli ktosia nie miała nigdy problemów z uwierającym dołem, to zapewne i tutaj nie będzie miała na co narzekać - poza tymi miejscami Błyszczak jest całkiem przyjazny. 

 

Cena

Glossies kupiłam na Brastopie za normalną cenę i uważam, że nie jest przesadnie wygórowana. W porównaniu z przeciętną dla D-plusowych modeli należy raczej do niższych. To prosty model, dobrej jakości, ładny i jeśli akceptujecie jego design i kształtowanie - jest to dobra relacja jakości do ceny. 

 

Galeria

Warto się przyjrzeć z bliska tej amarantowej mgiełce - oto wszystkie ujęcia (łącznie z kompletem nabiustnym :-) ).

 

Gossard - Glossies

 

Podsumowanie

Uwielbiam przezroczyste staniki i uważam, że dobrze by było, gdyby takich minimalistycznych mgiełek jak Glossies było więcej na rynku. Poprosiłabym o wszystkie kolory tęczy i różne konstrukcje, tak aby miłośniczki banded też znalazły dla siebie wygodnego mgiełkowca. No i oczywiście przydałby się większy zakres rozmiarów. Glossies nie jest dla mnie idealnym modelem, ale ma zalety i chciałabym go mieć też w innych kolorach. Hmm, może beż? ;-) 

Jak Wam się podoba taki stanikowy minimalizm - minimum środków, naturalny kształt? A może macie już swoje ulubione Glossies?

Kometa Hailey

$
0
0

Stylóweczka: kosmos Art Deco. Sponsorowała: Ava Lingerie, nie sponsorował: Pierre Bex (biżu).

Kobiety jak rakiety, staniki jak komety! Hailey jest oczywiście imieniem żeńskim, jednak cóż poradzę, skojarzenie z Kometą Halleya nie chce się odczepić i już. Zwłaszcza że hafty na tym staniku kojarzą mi się nie tyle roślinnie, co gwiaździście. Zielenie, szmaragdy i ciemne szafiry za to dałyby się wkomponować w zorzę polarną - co przypomina, że jesień blisko. I tu powiem „stop” skojarzeniom, bo to model z kolekcji letniej, która nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa!

To miała być gwiazda sezonu. Miała układać się jak Avowskie side-supporty, czyli ładnie zaokrąglać, miała być wygodna (bez fiszbin bocznych) oraz, last but not least, zielona. I powiem Wam z góry, że dała radę ze wszystkim.

Ava - Hailey 1514 , krój: soft side support, rozmiar: 85F  [Rozmiary w katalogu: 65 E-J, 70 D-J, 75 B-I, 80 B-H, 85 B-G, 90 B-F, 95 B-E, 100 B-D, cena: 92,64 zł w Kontri.pl; biustonosz otrzymałam od producenta]

 

 

Estetyka

Po pierwsze - zielony. Można by oczywiście marudzić, że tło trochę za ciemne, trochę za bardzo robi za nową czerń - ale hafty w szmaragdach i morskościach (śliczne!) podnoszą Hailey na bardziej intensywny poziom zieloności. Jedno mi tu niezbyt leży - zestawienie z ciemnym chabrem (kokardki, gumka od spodu). Niby koresponduje z paroma wzorkami w hafcie, ale ja bym najchętniej utrzymała te rzeczy w ciemnej zieleni tła (a kokardkę na mostku zrobiła z tiulu, żeby było lukśniej). Zrezygnowałabym też z tej zawieszki, która opatrzyła mi się strasznie. Avo, zmień już biżuterię! 

 

 

Plus wielki za tiule i półprzejrzystość, choć mogłaby być większa :-) Zarówno dół, jak i góra miseczek są podszyte od spodu wzmacniającymi warstwami, co powoduje efekt mory, na szczęście niezbyt widoczny. 

 

 

Niezależnie od powyższych uwag, jestem zachwycona faktem, że wreszcie posiadłam krajowej produkcji stanik miękki w zielonej tonacji. Do tego trochę przezroczysty i z haftem, niebędącym jakimiś banalnymi kwiatkami, lecz ornamentem o pewnym poziomie abstrakcji, i to w kilku kolorach. Poproszę takich więcej! (skądinąd wiem, że podobny motyw zdobi też inny model Avy w jednolicie kremowym kolorze). Oraz ponawiam uwagę poczynioną już przy okazji recenzji różowej panterki Ines - poziom wizualny również tego modelu jest na tyle wysoki, że wyzwalam się spod presji na obniżanie poprzeczki, „bo polskie firmy trzeba popierać”. Oceniam bez taryfy ulgowej. 

 

 

 

Zapięcie w porządku, ramiączka także - ogólnie, jak to u Avy, rzecz nie emanuje luksusem, ale zadowala przyzwoitą, codzienną jakością przystępnej cenowo marki. 

 

Dopasowanie

85F stało się już moim tradycyjnym rozmiarem w miękkich modelach Avy - ten nie jest wyjątkiem. Pasuje stuprocentowo, nie jest ani za luźny, ani za ciasny, więc oceniam maksymalnie. 

 

 

Kształt

Dobrze podniesione, okrągłe, zebrane - wszystko jak trzeba, i to bez uszczerbku na wygodzie, więc jestem tym bardziej zadowolona. Haft trochę przebija przez cienkie ciuchy, ale to nic niespodziewanego. 

 

 

Do zdjęć w ubraniu wybrałam ciuch nieco złośliwy, bo te psychodeliczne kwiatki by Vippi Design nie eksponują kształtu biustu (moja garderoba jednak nie obfituje w „brafitterskie”, czyli gładkie i obcisłe tiszerty, a ja nie chcę przebierać się w rzeczy, których nie naszam) - ale widać, że jest przyzwoicie uniesiony. A Vippi nadal mnie nie sponsoruje, niestety! ;-)

 

 

Konstrukcja i podtrzymanie

Konstrukcję side-support Avy znam już dobrze i cały czas lubię - daje ładny kształt i skuteczne podtrzymanie. Miseczki w Hailey są minimalnie mniej stabilne niż w Ines ze względu na inne materiały (dwie warstwy tiulu zamiast laminowanej dzianiny), ale nie widzę różnicy w podtrzymaniu. Tył to dobrze pracujące dwie warstwy dzianiny. Fiszbin bocznych nie ma - nie zauważam, by miało to wpływ na podtrzymanie, za to jest znacznie wygodniej. 

 

 

 

Wygoda

Jak już wspomniałam, nie ma fiszbin bocznych, co likwiduje większość problemów z komfortem. Fiszbiny miskowe też nie robią mi krzywdy i nawet jakoś nie czuję, by były za wąskie. Jedyne, co od czasu do czasu mi dokucza, to końcówki fiszbin na mostku - czasem trochę gniotą. 

 

Do kompletu - figi, rozmiar XL

Majteczkom szczęśliwie nie pożałowano ani haftu z przodu, ani seksownej przejrzystości z tyłu. Podoba mi się też ozdobna gumka wykańczająca nogawki (choć ta górna już mniej). Nie jest to mój ulubiony krój majtek, bo wolę wyższe, ale wiele stanikomaniaczek zapewne będzie z tego kompletu zadowolonych. Miłe, że zarówno klin, jak i panel przedni podszyte są bawełną. 

 

 

Galeria

Koniecznie obejrzyjcie więcej fotek! To naprawdę szalenie fotogeniczny model :-)

 

Ava - Hailey 1514

 

Podsumowanie

Że się powtórzę - poproszę takich więcej! Ładnych, wielokolorowych haftów na ciekawym tle, w miękkim side-supporcie. Właściwie to Hailey mogłaby powstać w paru różnych wersjach kolorystycznych. Wyobraźcie sobie ją np. w fuksjach i pomarańczach, albo w granatach i chabrach, albo miętowych zieleniach. Nosiłabym! ;-) 

 

 

To naprawdę super, że doczekałyśmy się tak fajnych modeli z polskich firm - w przystępnych cenach, i miękkich. Chciałabym, by nieusztywniane modele zaczęły stanowić przynajmniej połowę oferty marek takich jak Ava czy Gaia. Przecież nie są w niczym gorsze od tych wyłożonych gąbką! Układają się moim zdaniem lepiej, są lekkie i elegantsze od gąbkowców. Czy kiedyś się tego doczekamy? Nawiasem mówiąc, Hailey występuje także w wersji półusztywnianej.

A Wam jak się podoba ciemna zieleń jako bieliźniany kolor? A może też sprawiłyście sobie już jakąś Avę z letniej kolekcji? :-)

Mono Moly

$
0
0

Stylóweczka: Sploty i wzloty. Bielizna: Nessa, naszyjnik: Solar, usta: KIKO. 

Nessa to polska firma święcąca ostatnio triumfy na biuściastej scenie. Jest jedną z najlepiej sprzedających się marek na duże biusty w polskich salonach, jeśli wierzyć wynikom ankiety opublikowanym w najnowszej „Modnej Bieliźnie”. Tej wysokiej pozycji dochrapała się w ciągu ostatnich kilku lat, wyprzedzając prawdziwych gigantów. Jak to możliwe? Sądząc po różnicy między tym, co testowałam 4 lata temu (recenzja dwóch Nessowych miękkich balkonetek), a akutalną kolekcją - to firma rzeczywiście zrobiła wielki postęp. Wrażenie, że jest to firma bardzo otwarta na uwagi klientek, i dlatego czeka ją wielka przyszłość, okazało się całkowicie słuszne :-)

Polskie brafitterki wprost kochają Nessę. A czy pokochał ją mój biust? Oddaję głos biustowi!

Nessa - Moly , rozmiar: 85H  [Rozmiary: 65 E-S, 70 D-R, 75 C-P, 80 B-O, 85 B-N, 90 B-M, 95 B-L,100 B-K, cena: ok. 149 zł; biustonosz został mi dostarczony przez firmę]

 

 

Estetyka

Moly to typowa przedstawicielka stylu „nadruk plus coś”. Deseń dolnej części miseczek z bliska okazał się składać z małych czarnych kółeczek na białym tle, a z daleka przypomina mi np. pepitkowe wersje Jasmine. Haft ze swoim pętelkowatym układem ma zdaje się nawiązywać do tych kółeczek. Połączenie jest całkiem udane. Oczywiście ja zwykle wolę kolor i większe wzory, ale monochrom też ma swoje entuzjastki, a kropki to zawsze jakiś odpoczynek od wszechobecnych kwiatków. 

 

 

Niezbyt podobają mi się ultraszerokie ramiączka i brak nadruku z tyłu - Moly nakrapiana w całości byłaby fajniejsza. 

Materiały w Moly są bardzo solidne - dzianina w dolnej części miseczek jest gęsta, sztywnawa i na oko niezniszczalna, nie mówiąc już o tym, że superstabilna (przypomina mi np. model May od Sculptresse). Haft u góry jest także dość stabilny, zbyteczne było więc podszywanie go dodatkową warstwą. Mógłby za to być trochę bardziej lukśny.

Dobrej jakości są zarówno ramiączka, jak i szerokie zapięcie - zero odkształceń. Mam wrażenie, że cała Moly została zaplanowana dla znoszenia dużych obciążeń. Co nie dziwi, zważywszy naprawdę imponującą rozmiarówkę tego modelu. 

 

Dopasowanie

Nessa należy do grupy polskich marek, które nazywam „małomiseczkowymi”. Są to, z grubsza, marki, w których pasuje mi 80I/85H (zamiast 80H/85G czy nawet 80G/85F) :-) Zaliczam do nich także Gorteks i Ewę Bień, a z niepolskich - Change (do drugiej, „dużomiskowej” grupy zaś zaliczam np. Avę, Gorsenię, a spoza kraju - niemiecką Ullę czy francuską Empreinte). Nie sprawia to jednak, że litery typu P czy O w Nessie przestają budzić mój szacunek ;-) Nawet jeśli O w Nessie okazałoby się jak L w Gorsenii, to i tak balkonetki Nessy imponują zakresami, i co ważne, zakresy te dotyczą sporej liczby modeli miękkich, zarówno bazowych, jak i sezonowych kolorówek. 

 

 

Wracając zaś do Moly - 80tka okazała się ciasnawa, wybrałam więc 85H zamiast 80I. Miseczki są w normie (tej „małomiskowej”). Widać niestety moją asymetrię, bo sprzyja temu konstrukcja miseczek. Nie zmieniałabym jednak rozmiaru na mniejszy, bo moja większa pierś raczej nie byłaby zadowolona.

 

Kształt

Tu mam uczucia mieszane, bo wedle popularnych wśród bra-entuzjastek kryteriów Moly, jako superpodnośnik i megazbieracz, powinna zgarnąć złoty medal. Ja jednak uważam, że skuteczność ta jest trochę zbyt duża, jak na mój biust i gust. Biust w Moly jest mocno podany do góry i do przodu oraz silnie zebrany z boków, za to niezbyt zaokrąglony. Linia profilu wiodąca od podstawy w kierunku szczytu biustu jest praktycznie prosta. Mimo że doceniam dobre podnośniki, jednak nie zostanę wielką fanką, bo wolę mój biust w naturalniejszej formie - nie tyle ze powodów estetycznych, co przez wzgląd na wygodę. Ale trzeba przyznać, że pod ubraniem biust jest fajnie zaakcentowany :-)  

 

 

 

Szpiczastość moim zdaniem bierze się nie tylko z konstrukcji, ale częściowo także z ostrej granicy między grubszą dzianiną dołu, a cienką siatką górnej części miseczki. Może w modelach uszytych w całości z haftowanego tiulu pierś jest okrąglejsza? 

Luźna góra miseczek będzie odpowiednia dla pełniejszych u góry biustów - u mnie jest trochę za luźna, co widać szczególnie przy mniejszej piersi. Miseczki marszczą się również trochę nad fiszbinami. 

 

Konstrukcja i podtrzymanie

Konstrukcja Moly może nie być idealna dla mnie, ale mogę zrozumieć, czemu modele Nessy mają swoje entuzjastki. Miseczki są tak skrojone, że dają moim piersiom bardzo mało miejsca u dołu, za to dużo (aż za dużo nawet) - w górnej części, w rezultacie mocno wypychają je ku górze. Zbierają je również silnie do środka. Fiszbiny są dość wąskie, ale nie tak wąskie, by uciskały mi piersi. To raczej sposób uszycia miseczek daje efekt „wąskiego biustu” :-) Jest to niewątpliwie konstrukcja bardzo skuteczna w podnoszeniu i zbieraniu ciężkich, dużych biustów.

 

 

Jeśli chodzi o podtrzymanie, Moly daje radę świetnie, może z wyjątkiem lekkiego pływania piersi u góry, spowodowanego luźniejszymi górnymi partiami miseczek. Tył jest z mocnej i dobrze pracującej dzianiny, szeroki - wyraźnie przewidziany dla cięższych zadań :-) Ramiączka również są bardzo solidne i mało elastyczne.

 

Wygoda

Przy ocenie komfortu najmocniej widać, że Moly odbiega stylem kształtowania od naturalnej formy mojego ciała - na tyle mocno „urabia” biust, że nie jest to dla niego zbyt komfortowe. Po pewnym czasie noszenia zaczynam odczuwać nacisk w dole stanika - fiszbiny napierają mi na żebra całym ciężarem moich piersi :-) No, może nie całym... Jednak dobrze, że ramiączka są tak szerokie, bo ich nacisk jest również mocny. Moim zdaniem przyczyną tego mocniejszego obciążenia jest podanie i wyciągnięcie biustu do przodu - podobnie czuję się we wszystkich modelach dających ten efekt. 

Z tajemniczych powodów fiszbiny boczne mnie nie uwierają :-) 

 

 

Galeria

Komplet fotek, w tym większa liczba braselfies!

 

Nessa - Moly

 

Podsumowanie

Wynik doświadczenia oceniam pozytywnie. Czy miejsce Nessy w czołówce dużobiuściastych marek polskich jest zasłużone? Myślę, że w dużej mierze tak, sądząc po opiniach wielu znanych mi brafitterek oraz samych użytkowniczek. Solidnością miękkie Nessy przewyższają konkurencję - przy doborze materiałów naprawdę wzięto pod uwagę potrzeby biustu dużego i ciężkiego, w tym także tego z większym obwodem pod biustem. Przypuszczam, że jest wiele biuściastych, których piersi podniosła i zebrała tak, jak o tym marzyły, dopiero Nessa. W Moly czuję się może niezbyt komfortowo, ale na pewno mocno podtrzymana i podniesiona oraz efektownie zaakcentowana :-) 

 

 

Ja zaś nabrałam ochoty, by pewnego dnia wypróbować któryś z modeli z tiulowymi miseczkami, nie z pancernego simplexu ;-) A Wy? Czy jesteście fankami Nessy? :-)

Znajdź swój rozmiar - bez wstydu

$
0
0

Zdjęcie promujące aktualną kampanię marki Panache - Find Your Fit

 

Miałyście kiedyś brafitting? :-) I jak to wspominacie? Było OK, a może coś nie zagrało? Jeśli to drugie, albo jeśli w ogóle nie macie chęci na konsultację stanikową - to nie jesteście same. W sporej części kobiet wizyta u brafitterki nie budzi ciekawości, a raczej obawy. Potwierdzają to sondaże. Jak donoszą źródła branżowe, firma Panache zleciła niedawno ankietę, w której zapytano około 3000 kobiet w Wielkiej Brytanii o ich stosunek do usługi profesjonalnego dobrania biustonosza, czyli brafittingu. Wynik moim zdaniem i tak napawa radością - okazuje się, że aż prawie połowa (48%) badanych kobiet ma za sobą brafitting.

Warto jednak pamiętać, że sondaż dotyczył UK - ojczyzny wielu marek o szerokim zakresie rozmiarów, czyli kraju pełnego staników na praktycznie każdy biust. Nic tylko się brafitować! Gdyby nie to - podejrzewam, że wynik byłby skromniejszy. Aż połowa uświadomionych stanikowo kobiet - to wielki sukces, oczywiście pod warunkiem, że ten brafitting nie odbył się na zasadzie „dam pani 80C, to prawie to samo, co 75D” - ale że kobiety te rzeczywiście noszą teraz właściwy rozmiar biustonosza. 

A co z tą drugą połową kobiet, które z brafittingu nie korzystały? Zapytano je o powody. Co jest na pierwszym miejscu? Pewnie umieracie z ciekawości. Tadaaam! 41% kobiet podało, że unika brafittingu, ponieważ... wstydzi się rozebrać przed brafitterką. 

 

Kiedy tak stałam z oklapniętym biustem...

Niedawno trafiłam na facebooku na wpis rozczarowanej klientki pewnej (cenionej przez stanikomaniaczki) brytyjskiej sieci sklepów z bielizną , który bardzo mnie zaskoczył. Jak relacjonuje nasza bohaterka, na samym wstępie została poproszona o... zdjęcie biustonosza w obecności brafitterki. Dalej czytamy o tym, jakie emocje nią targały, gdy stała z oklapniętym, zapewne sporym biustem - w bluzce, bo stanik udało jej się ściągnąć trudną sztuką, bez zdejmowania topu - przed panią specjalistką i jak skrępowana się przy tym czuła. Oj, chyba ktoś tu czegoś mocno nie przemyślał... i nie chodzi tu o osobę korzystającą z usługi. Jeśli pierwszym doświadczeniem kobiety w przymierzalni jest zaskoczenie, wstyd i zmieszanie  (w dodatku niczemu niesłużące - bo w czym, na Jowisza, brafitterce przyda się widok wystraszonej kobiety bez stanika na samym początku spotkania?), to nic dziwnego, że prawdopodobnie nigdy już z brafittingu nie skorzysta.

Ten tekst nie jest o tym, że kobiety powinny się wstydzić tego, że się wstydzą. Szczerze mówiąc - nie lubię tego całego pokrzykiwania, do którego ma tendencję część bra-entuzjastek: no weźcie, nie ma się czego wstydzić, ludzka rzecz, ech te głupie kompleksy, nic wam się nie stanie jak zdejmiecie bluzkę, u lekarza też się wstydzicie rozebrać? - i tak dalej. Czy muszę wam tłumaczyć, że takie poszturchiwanie słowne wcale nie zmniejsza skrępowania tych, do których jest kierowane? Bo ja sądzę, że raczej służy podbiciu poczucia lepszości tym, które takie namowy wygłaszają: Ja się nie wstydziłam! A na spotkaniu stanikomaniaczek to nawet bez bluzki się pokazałam wszystkim, o! A ty - po prostu jakaś zacofana jesteś!

Jeśli chcemy rzeczywiście komuś pomóc, a do tego osoba ta musi przezwyciężyć skrępowanie - to podstawą jest stworzenie przyjaznej, bezpiecznej, akceptującej atmosfery. Możemy narzekać i załamywać ręce nad kulturą, która sprawiła, że kobiety traktują swoje piersi jak wstydliwą część ciała, wobec której w dodatku są niezmiernie krytyczne. Ale krytykowanie za to kobiet nie sprawi, że nastąpi magiczna zmiana i ich zawstydzenie wyparuje.

Swoją drogą, uważam, że żadna kobieta nie powinna być nakłaniana do rozbierania się przed brafitterką. Topless może, ale nie musi się pojawić, dopiero w trakcie przymiarek, gdy przydaje się pomoc w ocenie dopasowania czy prawidłowego założenia biustonosza. I dopiero w momencie, gdy obie strony nawiązały już ze sobą przyjazny kontakt i pojawiła się owa bezpieczna atmosfera. Jeżeli mam być szczera - a mówię to jako osoba, która w pewnych okolicznościach występuje publicznie bez bluzki - takie żądanie rzucone na wstępie wzbudziłoby u mnie chęć ucieczki, jako naruszenie moich prywatnych granic. 

 

Jestem brafittingową samosią

Kobiety pytane o to, czemu nie korzystają z brafittingu twierdziły też, że: nie mają na to czasu, że obawiają się, że brafitterka nie znajdzie niczego pasującego oraz... boją się poznać swój prawidłowy rozmiar (!). Zwłaszcza ten ostatni powód zwraca uwagę. Jednak już drugim w kolejności, po wstydzie przed rozebraniem się, powodem niekorzystania z usług brafitterek jest po prostu brak takiej potrzeby. Stanik możemy dobrać sobie same - uważa 40% kobiet spośród tych, które nie korzystały z brafittingu - i tego powodu nie zamierzam kwestionować ani krytykować. Sama do brafitterek nie chodzę wcale :-) I uważam, że spokojnie można być swoją własną brafitterką. O ile nie umniejszam tu wcale roli tej usługi dla osób jej potrzebujących, to twierdzę, że każda z nas może osiągnąć bra-samodzielność. Jeśli nie wcale bez pomocy, to na pewno po jednej-dwóch sensownych wizytach u specjalistki i kilku zakupach. 

A zatem: nie po drodze ci do salonu z brafittingiem, albo już w takim byłaś, znasz swój rozmiar, wiesz, o co chodzi z tym dobieraniem? Nie zmieniły ci się wymiary ani konsystencja piersi, twoje biustonosze pasują? Tak jak żadna z nas nie ma obowiązku chodzenia do fryzjera ani kupowania co sezon nowej garderoby, tak samo polecany regularny brafitting co 6 miesięcy jest tylko „polecany”, a nie obowiązkowy. Do brafitterki możesz wybrać się dla przyjemności, gdy najdzie cię ochota na nowy komplet. Może przy okazji usłyszysz jakąś przydatną radę, może trafisz na niewypróbowaną jeszcze, dobrą konstrukcję? Nowy stanik to nie mammografia czy USG piersi (na badania, dla odmiany - polecam zgłaszać się regularnie). Nie ma musu, nie ma spiny.

Ale jeśli czujesz, że z twoimi biustonoszami jest coś nie tak, że nie pasują do twoich piersi i nie bardzo wiesz, jak to zmienić - czytaj dalej! :-) 

 

Foto: Panache

 

Twój rozmiar jest dla ciebie

Ten wpis nie miał być też o tym, dlaczego nie warto chodzić do brafitterek :-) Wręcz przeciwnie, chciałam zachęcić te z was, które się wahają albo już należą do tej niechętnej połowy. Jeśli czujesz, że „nie dogadujesz się” ze swoimi stanikami - spotkanie z fachowczynią może być znakomitym pomysłem. Dzięki niej nie będziesz skazana na szukanie po omacku i zgłębianie stanikowiedzy samodzielnie. Twój problem zostanie prawdopodobnie szybko zdiagnozowany i zostaną ci zaproponowane rozwiązania. Może inne modele i konstrukcje? A może zupełnie inny rozmiar? Aż 78% kobiet, jak donoszą wyniki wspomnianego wcześniej badania, w wyniku kontaktu z brafitterką zmieniło rozmiar stanika. Może popełniasz jakiś łatwy do wyeliminowania błąd w dopasowaniu rozmiaru (taki jak za szeroki obwód, za małe miseczki), a może po prostu nie znalazłaś jeszcze „swojej” marki czy kroju. 

Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy rozmiarze. Według sondażu Panache niektóre kobiety nie mają ochoty na brafitting, ponieważ obawiają się usłyszeć „wyrok” - swój prawidłowy rozmiar stanika. Słyszały zapewne, że brafitterska diagnoza często-gęsto kończy się stwierdzeniem, że jednak nie 90E, tylko raczej 75G. A to przecież rozmiar, którego „się nie produkuje” (fakt: nie ma go w sieciówkach, ale jest w ofercie mnóstwa marek!) a przede wszystkim tak dziwaczny, że należy się go wstydzić. Lepiej udawać, że ma się D. Co z tego, że nie pasuje.

Powiem szczerze, że o ile rozumiem skrępowanie związane z kontaktem z obcą osobą przy dobieraniu bielizny, to tutaj już trochę mniej empatyzuję i raczej uderza mnie bezsens takiej postawy. Kobieto! Twój rozmiar to tylko numer (i litera). Dobrany rozmiar to nie powód do wstydu, a przepustka do lepszego świata! Świata staników dopasowanych do twoich piersi, i w związku z tym dużo wygodniejszych i poprawiających twój wygląd. Serio. 

W sumie, myślę sobie, że wszystkie te opory biorą się tak naprawdę z tego samego źródła: obawy, że brafitterka nas zawstydzi jakąś swoją uwagą czy zachowaniem. Że okaże zdziwienie naszymi wymiarami, że powie, jak sto sprzedawczyń przed nią: „TAKICH rozmiarów nie mamy”. Innymi słowy - że powodem jest wciąż ten sam nasz stary przyjaciel - wstyd. Być może wzmocniony wcześniejszymi, złymi doświadczeniami. 

 

Znajdź swoją brafitterkę

Dobra brafitterka - nie taka, którą opisywała rozczarowana klientka z początku notki - powinna umieć sprawić, że całe twoje zawstydzenie i obawy szybko rozpłyną się w niebycie, a jedynymi towarzyszącymi ci emocjami będą: ciekawość, radość z własnego widoku w lustrze, a w końcu - z nowego zakupu (plus ewentualnie dreszczyk emocji związany z pozbywaniem się pewnej sumy pieniędzy :-) ). Jeśli więc trafisz na taką osobę, nie wahaj się polecić jej znajomym. 

Słyszałam i czytałam setki historii stanikowych metamorfoz, relacje kobiet wpadających w euforię po tym, jak dowiedziały się, jaki rozmiar nosić i jak powinien naprawdę leżeć i działać biustonosz. To wszystko po latach niewygody i stresu związanego z kupowaniem i noszeniem staników, kompleksów „niewymiarowego biustu”. Dobre brafitterki to prawdziwe bohaterki dnia codziennego :-) 

 

Wideo promujące kampanię Panache Find Your Fit 

 

Pamiętacie, jak namawiałam was do nominowania Waszych ulubionych brafitterek na wasze kobiece wzory do naśladowania? Było to rok temu w ramach kampanii organizowanej równiez przez Panache. Kto wie, czy czasem nie stanowiło to inspiracji dla tych, którzy wymyślają owe kampanie - bo w tej, która właśnie trwa (Find Your Fit) klientki nominują swoje brafitterki, a najpopularniejsza ma otrzymać tytuł Brafitterki Roku Panache. Jak to się odbywa i czy warto włączyć się do zabawy?

Sklepy biorące udział w kampanii po pierwsze - brafitują, a potem proszą klientkę o wypełnienie specjalnej karty. Można też zrobić to online . Karta ta zawiera między innymi: rozmiar klientki przed i po brafittingu i kupione przez nią modele, nazwisko brafitterki i bardzo ważne pytanie: Jak się czujesz w swoim nowym biustonoszu? Można też dodać swoje zdjęcie w nowym nabytku. Można też wrzucić je w soszal media i otagować #FoundMyFit (ja proponuję dodać nasze rodzime bra-selfiaczowe, ciałopozytywne hasło: #BiustySąRóżne :-) )

Dodatkową zachętą do wypełniania kart są oczywiście nagrody: co miesiąc na pięć szczęśliwych klientek czekają trzy komplety produktów Panache, Panache Sport i Panache Swim. A więc, stanikomaniaczko - jeśli masz ochotę, zbrafituj się (albo namów znajomą), a może przy okazji wygrasz komplet bielizny, sportowca i kostium? :-) Podoba mi się ten pomysł - walor edukacyjny, można coś wygrać - same zalety. Ale kampania kampanią - nie trwa cały czas, a dobry brafitting i dobre brafitterki popularyzować warto.

Ciekawa jestem, jak taki sondaż z pytaniami o brafitting wypadłby w Polsce. Czy Polki mają raczej dobre doświadczenia z brafittingiem, czy też wciąż się go obawiają, pomne złych doświadczeń przez lata słabego wyboru w sklepach? A jak jest u was? Czy korzystałyście z usług brafitterki przy dobraniu rozmiaru i czy czułyście się przy tym komfortowo? Czy znalazłyście swój rozmiar bez wstydu i obaw, w bezpiecznej atmosferze? Co było najważniejsze dla waszego poczucia komfortu? 

Luksus na horyzoncie - nowe marki z Wielkiej Brytanii

$
0
0

A'zaira Intimates - Morghan

 

Ostrzegam właścicielki co grubszych portfeli - jeśli lubicie bieliźniane cudeńka, Wasze zasoby mogą niebawem ulec uszczupleniu ;-) Sięgam bowiem w kierunku wyższej niż zwykle półki. 

Na anglojęzycznych blogach czy portalach nie raz już wpadło mi w oko twierdzenie, że rynek dla pełniejszych biustów został zdominowany przez marki tanie. Dla nas brzmi to zaskakująco. Nagminnie przecież spotykam się z opinią, że za biustonosze w rozmiarach D+ każe nam się płacić fortunę, podczas gdy posiadaczki mniejszych rozmiarów mogą robić kilka razy tańsze zakupy w sieciówkach, czy nawet na bazarach. To jak to w końcu jest? Ubieramy nasze biusty drogo czy tanio?

Odpowiedź jest prosta: suma, która przeciętnej rodzimej stanikomaniaczce jawi się jako poważna inwestycja, czyli okolice 150-200 zł za biustonosz (np. przeciętny model takich firm, jak Panache czy Freya), dla większości mieszkanek zachodniej Europy czy USA jest ceną średnią lub niską. Aby zacząć mówić o wyższej półce - ceny, do których większość z nas się (z trudem) przyzwyczaiła, należałoby mniej więcej potroić. 

 

Adina Reay - Lou


W tym kontekście, a także biorąc pod uwagę ograniczenie rozmiarowe oferty większości marek premium, D-plusowe poszukiwaczki francuskich koronek oraz wyrafinowanych designów mają prawo odczuwać niedosyt. Brytyjskie firmy oferujące miseczki D+ nie mają im wiele do zaproponowania. Warto zauważyć, że marki aspirujące do zaspokajania luksusowych potrzeb, jak Fauve, czy w pewnym stopniu Masquerade, a potem Panache Black, w ostatnich latach przestały istnieć. Niektórym z nas mogło zacząć wracać poczucie, że większy biust jest niemodny, nieluksusowy i w ogóle jakiś taki nieelegancki - skoro w najlepszych koronkach i najcieńszych tiulach wciąż paradować mogą głównie miseczki A-D (no, może czasem nawet F). 

Zdaje się, że luka ta została dostrzeżona i zaczęły pojawiać się młode firmy, usiłujące sięgnąć do grubszych portfeli części klientek z D-plusowego zakresu rozmiarowego. Co ciekawe - oprócz materiałów i ceny, oferują one design wyraźnie odmienny od biuściastego mainstreamu - z jednej strony bardziej klasyczny (tiul, koronka, haft, kolorystyczny minimalizm), z drugiej - odważniej eksponujący ciało. Widać chęć zaspokojenia marzeń o delikatnej i pięknej, a nie przede wszystkim funkcjonalnej i wspierającej biust bieliźnie. 

 

Muśliny od Adiny

Adina Reay debiutowała w 2015 roku. Nieduża, licząca 10 modeli kolekcja zawiera miękkie lub półusztywniane (!), obfitujące w przejrzystości balkonetki i plandże. Lukśność wyraża się w koronkach z Leavers oraz tworzonych na zamówienie austriackich haftach, a także w obfitości satyny, oczywiście jedwabnej.

Kolekcja z początku obejmowała obwody 32-36 (70-80) w miseczkach DD-G, obecnie rozmiary pod biustem zaczynają się od 28 (nasze 60). Ceny oscylują wokół stówki ;-) Funtów, oczywiście (£90 - £150). 

 

 

Adina Reay - Fran

 

Oprócz materiałów, zdecydowanie warto zwrócić uwagę na design. Projektantkom wyraźnie zależało na lekkości wizualnej, a więc - jak najmniejszym zabudowaniu, minimalnym zakryciu. Stąd przejrzyste tiule i koronki, nisko zabudowane konstrukcje, pomysłowe metody odsłaniania ciała - jak „otwarty” mostek czy, co zaintrygowało mnie najbardziej, „rozgałęzione” zapięcia. Faktycznie, próżno szukać takich pomysłów w najpopularniejszych projektach biuściastej sceny, gdzie tył zwykle występuje w dwóch odmianach: z nadrukiem i bez, a przód powiela zwykle jeden z kilku obowiązujących schematów (wśród których króluje trzyczęściowa miseczka typu „nadruk u dołu, haft lub koronka na górze”). 

 

Adina Reay - Jean

 

By the way, chwała dla twórców firmowej strony za zamieszczanie zdjęć kompletów od frontu, z profilu i z tyłu. 

 

Rosarium A'zairy

A'zaira Intimates to marka, w momencie pisania tego tekstu, potencjalna - modele z pierwszej, debiutanckiej kolekcji Scribble Rose dostępne są na razie w pre-orderach, które mają być realizowane we wrześniu. Być może teraz, gdy to czytasz, są już w regularnej sprzedaży.

 

A'zaira Intimates - Charis

 

Dwudziestokilkuletnia twórczyni marki mówi , że zainspirowała ją własna potrzeba. Gdy planowała ślub, nie mogła znaleźć dla siebie wymarzonej bielizny - wystarczająco delikatnej, zwiewnej, tworzącej luksusową oprawę dla wyjątkowej okazji. Postanowiła więc wyprodukować ją sama. Cztery zaprojektowane dotąd linie to: dwa półgorsety ( longline) i dwa plandże z ozdobnymi paseczkami, wszystkie bardzo przejrzyste, jednobarwne i ozdobione haftami o subtelnym rysunku, niczym tatuaż na piersiach. Do każdego z biustonoszy powstały ciekawe „doły”: pasy do pończoch, stringi oraz cudne majtki z wysokim stanem.

 

A'zaira Intimates - Charlotte

 

Zakres rozmiarów obejmuje miseczki brytyjskie DD-H i rozmiary pod biustem 28-36 (nasze 60-80), a ceny mieszczą się w zakresie £157 -  £170.

Ciekawa jestem, czy tiule tak cienkie, że prawie niewidoczne na skórze, utrzymają biusty do brytyjskiej miseczki H? Czy konstrukcje zdołają unieść i ukształtować biust tej wielkości? Chciałabym w to wierzyć, ale wolałabym najpierw zobaczyć ;-) 

 

„Luksusowe” rozmiarówki

Niestety, jak widzimy, zakresy rozmiarów powyższych producentów wciąż dyskryminują sporą część biustów. Chodzi tu, po pierwsze, o msieczki powyżej G (czy, w przypadku A'zairy, H), a po drugie - o rozmiary pod biustem powyżej 36(80). Jeśli obwody okażą się ciasne, sama być może zaliczę się do grona „nieluksusowych”... 

Mam świadomość, że ekonomia jest nieubłagana i tworzenie potężnej liczby rozmiarów jest bardzo trudne do sfinansowania, zwłaszcza dla młodej firmy kierującej swoją ofertę do niemasowej klientki. Mimo wszystko - trochę smutno. Zwłaszcza że nie widzę na horyzoncie zbyt wielu marek oferujących luksusowe biustonosze dla rozmiaru, choćby, 85-brytyjskie-G. Kibicuję więc, ale z uczuciem niedosytu. 

 

Adina Reay - Sam

 

A Wam jak się podobają produkty młodych luks-marek z UK? Czy potraficie dorzucić jeszcze inne do tej listy? A może już znalazłyście dla siebie produkty na porównywalnym poziomie, czy o podobnej stylistyce w innych firmach, np. francuskiej Empreinte czy polskiej Avocado? Co sądzicie o „specjalizacji” rozmiarowej tych młodych marek?  

Viewing all 210 articles
Browse latest View live